piątek, 22 marca 2013

W końcu weekend! "Zaraz... To ja mam kaptur?!"

Mam do Was wszystkich prośbę: nie czytajcie moich postów z miesięcy wcześniejszych, niż styczeń, bo są... kiepskie. Nie umiałam wtedy pisać. 
Informuję, że będę na zmianę pisać tutaj i na "To Lubię!",  więc nie zdziwcie się, jeżeli nawinie się coś z jakiegoś czegoś w stylu "morderstwo własnej siostry, kochanka i wygnanie matki", "transplantacja serca", "Głupia lady pauline". Po prostu muszę nadrobić troszkę recenzji, bo się uzbierało... No wiecie, przeczytałam, zrobię jutro. *Następnego dnia* EEeee, mam czas, zrobię jutro. I w ten sposób naliczyło mi się... zaraz.... 8 książek, co najmniej.
O co chodzi z kapturem? Wyjaśniam:
Wracaliśmy całą bandą ze szkoły. Sara i Paulina się odizolowały i szły sobie same, a ja, Adam, Paprycja (Patryk), Kuba, Michał i Jasiek dostawaliśmy głupawki na śniegu. Rzucaliśmy w siebie śniegiem, nie patrząc, w kogo i nie patrząc, gdzie. I większa kulka, tym lepiej. Moimi głównymi celami byli Adam (lubię go wkurzać) i Michał, który, mimo niskiego wzrostu i żywiołowności, jest bardzo łatwym celem, niż spokojny Patryk, w którego nie rzucam (zazwyczaj), bo... nie. Nie i już. A jak rzucę, to się przekomarzamy:
- Nika, synek, jak ja cię wychowałem! Nie pozwalaj sobie!
- Pato, córko, ogarnij się!
Wszyscy dwa razy mnie wrzucili w śnieg: raz się szybko podniosłam, a drugi - musiałam się "przeturlać". Po prosty nasi chłopcy mnie wywalili w śnieg, bo byłam jedyną dziewczyną w ich towarzystwie. Może niektórzy się chcieli popisać, a niektórzy - nie. Za tym drugim razem to wywrócili mnie, zabrali czapkę. Jak wylądowałam na ziemi, to zaczęłam z moim plecakiem (!) raczkować pod domem Maxa, byle by uciec kawałek i się przeturlać i wstać, aż nagle ktoś mi porwał czapkę. I stoję tak: na środku ulicy (po której, jak coś przejdzie, to będzie to wydarzenie na skalę Wszechświata), z golą głową, brzydkim przedziałkiem zrobionym specjalnie do opaski; zdezorientowaną miną i przemoczonymi spodniami. Ale zaraz mi oddali czapkę. Gdy tylko zaczynam udawać wściekłą i udaję, że chcę się za nimi rzucić w pogoń, to oni uciekają. Czemu? Głównie przez Adama, który, na początku roku, chcąc mnie przytulić od tyłu i obezwładniając ręce, dostał tak kujawiaczkiem i przestał. ^-^
No nic, kończę, bo mam dużo do roboty. I fragmenty z "Balladyny" się nie pojawiły. :*

Lady of RA.


P.S. Co w dosłownym tłumaczeniu znaczy: "Pani Zwiadowców", czyli "Lady of Ranger's Apprientice". Nie wiem, czy tak to się pisze, zawsze sprawia mi to trudność.
Podziękowania dla Liduni,która wymyśliła mi nazwę :-**

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli komentujesz, proszę, nie obrażaj mnie, nie wyśmiewaj itp., oraz proszę, żebyś nie używał/a wulgaryzmów. I wzorem Mynki - jeżeli mnie skomentujesz - odwdzięczę się. :-)