środa, 30 stycznia 2013

Czas Honoru = ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Chaos. Jestem chora. No dobra, przeziębiona. W tym czasie bije rekordy stron z przeczytanych książek. 523 strony w ciągu jednego dnia, czyli "Pamiętnik Nastolatki", "Pamiętnik Nastolatki 2" oraz 48 stron "Pamiętnika Nastolatki 2 1/2" w jeden dzień! 
Chodzę dziś po domu cały dzień w kokardzie na głowie, ale już widzę, że się rozlatuje. A Claw chce, żebym tak przyszła do szkoły... A jak mi się rozwali?! Nie potrafię sobie zrobić porządnie wysokiej kitki, która jest podstawą takiej kokardy. -.-

 Coś mnie dziś napadło i sięgnęłam po książki o fotografii. Tata je kiedyś przeczytał i zrobił takie coś:


Żadna filozofia. Na tej samej zasadzie zrobiłam zdjęcie liści i... no właśnie, będziecie zgadywać, jak zgram, czyli jak się zapełni karta. :-)
I doszłam do wniosku, że "PN 2 1/2" jest najlepsza. Ogarnęłam niedawno fejsa i tam było, że autorka chce zakończyć na "Pamiętnik Nastolatki 7". Teoretycznie rozumiem, że niby nie będzie sensu ciągnąć, jak ona będzie mieć lat 20 czy 30, bo to już nie nastolatka, ale dorosła babka. No i właśnie wyobrażałam sobie to, co zwykle, że to ja jestem główną bohaterką, w serialu, czy tam filmie i starłam się odzwierciedlić uczucia Natki. Teoretycznie zakochana w Jacku, a praktycznie w Maksymie, do którego "blokuje swoje uczucia"... Tak się zrobiło tego, że zrozumiałam, czemu po "rozpadzie" związku Maksyma i Natalii Natka unikała piosenki "Kocham Cię jak Irlandię". Naprawdę, nawet mi, która nie zna Maksyma, bo jest tylko fikcją, zaczęło go brakować... Nie, nie zakochałam się, ale jak właśnie udaję jakąś główną bohaterkę, to jej chłopaka czy tam kogoś darzę taką sympatią, jakby uczuciem... 
Rozmawiałam dziś z Claw przez... chyba ok godzinę. Powiedziała, że tęskni, że brakuje jej mi, że nie może się doczekać, aż wrócę do szkoły. Jak to miło słyszeć od osoby, z którą się jeszcze w październiku strasznie kłóciłyśmy...
Ale dzis już jest wszystko OK, pamiętam nawet jedną naszą rozmowę z Adamem, co przeciągnęła się do 22.00, ale jaja były, prawie, że sikaliśmy ze śmiechu....
A dziś znalazłam filmik, co prawda krótki, ale stwierdziłam przy nim, że zakochałam się w "Czasie Honoru". No to jest the best, najlepszy serial wszech czasów. A na jesień nowe odcinki... ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Ło Jezu, jak ja to kocham... ♥
A tutaj utwór "Kocham Cię jak Irlandię":
Ale  i tak Czas Honoru rządzi...♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥



P.S. Znalazłam zdjęcie mojej Franken - Gumki. Niestety, zgubiła się....

czwartek, 24 stycznia 2013

Na miesiąc

Na miesiąc (prawie) porzucam bloga. To znaczy, jest mój, itd., ale nie będę pisać. Przez karę. Jedynym pocieszeniem jest Czas Honoru na MP4.

21. stycznia, Dzień Babci
Od rana było nawet OK. Przyniosłam do szkoły swoje rysunki (w weekend narysowałam cud widok na Bazylikę św. Piotra w Rzymie. <3 Spectra (A.) zdziwiła się, że tak narysowałam. Normalnie już nawet rozmawiamy. Ale nie o tym. Poszliśmy na matematykę. Mój kolega pokazał mi jakieś rękawiczki. Wzięłam kartkę i zapytałam, nie przebierając w słowa, co to są za rękawiczki. To było aż tak głupie, że aż boli. I na moje nieszczęście pani zobaczyła, że on ma jakąś kartkę i kazała mu ją oddać. I ją przeczytała... Ja się poryczałam, bo naprawdę takie głupoty tam powypisywałam... W domu przyznałam się, że PISAŁAM, ale nie powiedziałam, CO pisałam. Myślałam, że to już koniec, że sprawa ucichnie, a tak bardzo się myliłam...

22. stycznia, Dzień Dziadka
Pani od przyrody zrobiła nam niezapowiedzianą kartkówkę. 3/4 mam na pewno źle. Potem rozmaśliła mi się w plecaku mandarynka. Na dodatek nasza wychowawczyni wspomniała na wychowawczej, że odda tę moją kartkę rodzicom na zebraniu, które miało być tamtego dnia. Nie wiedziałam, co mam zrobić i w połowie ze złości i zdenerwowania, w połowie z bezsilności, zaczęłam sobie wbijać paznokcia w rękę, tak, że potem zostały ślady. Po powrocie do domu z płaczem się przyznałam, co napisałam, stwierdziłam, że mam depresję, dorysowałam sobie nawet sztuczną krew spływającą z mojego palca. Po zebraniu nie było awantury. Tata chciał usłyszeć moją wersję wydarzeń, mama kazała mi przeprosić nauczycielki i kolegę. Ale karę i tak mam (jakby co, teraz jest informatyka). ;-)

23. stycznia.
Na angielskim usiadłam koło Marty. Oby dwie mamy martensy, oby dwie słuchamy One Direction. Tyle, że ona jest w I lub II gimnazjum...





piątek, 18 stycznia 2013

Odpały, odpały wszędzie.

13 Stycznia
Byłam u M.Jej brat i mój brat zabierali nam poduszki z pokoju. My za to zabierałyśmy im samochody i wyzywaliśmy się:
- Idźcie stąd, dziewczyny!
- Dorośli się znaleźli!
- (M. do mojego brata) Nie masz legitymacji, wiesz, czemu? A) Przedszkolakom nie robią zdjęć do legitymacji, B) Jesteś taki brzydki, że aparat się psuje, jak robią Ci zdjęcia!
Może nie za śmieszne, ale my się wtedy tak śmialiśmy....

MMM... Truudnneeee spraaawyyyyy
15 Stycznia
Byłam teraz z kolei u Clawdeen. Oglądałyśmy Ukrytą Prawdę, Trudne Sprawy, grałyśmy w Simsy i słuchałyśmy Gusttava Limę. Claw i jej pies dopadły mnie na schodach i załaskotały na śmierć.

11 Stycznia
Poszłam sobie normalnie na angielski. Usiadłam na moim normalnym miejscu. Pani zrobiła na kartkówkę (20 na 20 pkt.). Potem tak je przegląda i pyta się o podręcznik, jaki mamy w szkole. Odpowiedziałam z wahaniem, że New Friends 4. I spytała, czy tata po mnie przychodzi. A dokładnie to było tak :
- Nika, jaki macie podręcznik w szkole?
- New Friends 4...
- A przychodzi po Ciebie tata?
- Tak...
- To poprosisz go, żeby do mnie na chwilę wszedł.
Przestraszyłam się, i to jak. Czy ja się nie uczę? Coś zrobiłam?
Po lekcji ze strachem poprosiłam tatę. Pani wygoniła resztę grupy i zaprosiła mnie i tatę i zaproponowała mi przejście do wyższej grupy. Ok, mogę spróbować, pomyślałam.

16 Stycznia
Byłam w tej "lepszej" grupie. Pani rozdała im kartkówki. Jakie teksty oni tam wypisywali... A za to Bartek, który chodził do naszej szkoły, normalnie filozof... "She goes to hospital. She .... be ill." Powinno tam być must, a on wymyślał, że one wcale nie musiała pójść do szpitala, że jest chora, tyle, że kogoś odwiedza...
Na tej samej lekcji postać literacka się zmaterlizowała. Net Bielecki, znaczy Przemek we własnej osobie. Włosy jak po wybuchu petardy, chudy okularnik, roztrzepany. Patrzyłam na niego i się w duchu uśmiechałam. Bolało mnie tylko to, ze tak zniszczył swoje Martensy...

18 Stycznia
Z naszą klasą to są odpały. Mateusza dzisiaj coś trafiło i przed angielskim wpuścił koszulę w spodnie, zrobił sobie przylizany przedziałek, tarczę szkoły przypiął przy kołnierzyku i założył swoje okulary. Jak pani wyszła z sali, to udawał niepospolitego kujona. Gadał:
- Dzieci, żeby się dostać na Harvard, trzeba się uczyć!
Mateusz wyglądał bardzo podobnie do tego kolesia na zdjęciu.
- Nie przeszkadzać mi tu, uczę się matmy!
Potem z niego ściągnęła połowa klasy i gadała ostatni tekst i wkładała sobie bluzki i bluzy w spodnie.
Gdy wracaliśmy do domu, chłopcy z mojej klasy szli, śpiewali "Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie", tańczyli Gangam Style i break dance. Michał był najlepszy. Tak się wyginał... Za to Damian zakładał sobie czapkę na oczy i udawał niedorozwoja  . 


sobota, 12 stycznia 2013

Pamiętniki z wakacji + Listy do M. = Listy z wakacji, Śnieg + brat + sanki = MASAKRA

Tytuł poplątany, ale zaraz wyjaśnię. Nie będzie to ani o tym:


Ani o tym:

Lecz o fascynującej, wakacyjnej zabawie dwóch dziewczynek.

Wszystko zaczęło się od tego, że pewnego wakacyjnego wieczoru przeglądałyśmy pamiątki z czasów, kiedy jeszcze nikt nie miał e - mailów, a dzieci pisały po przyjeździe na kolonie: "Kochana Mamo i Kochany Tato, dojechałam/em szczęśliwie na miejsce.". Listy były śmieszne, niektóre trochę mniej, niektóre pisane przez jedną osobę, niektóre przez dwie lub więcej, na ozdobnym papierze, lub takim trochę mniej. 
Najbardziej utkwiły mi w pamięci trzy fragmenty listów:
  • "Nie oglądajcie zbereźnych filmów"
  • "Mamo, kupiłaś lekarstwa? Bo nie chcę, abyś miała skutą pupę."
  • "Tata przyniósł telewizor i magnetowid do domu. Cały wieczór oglądaliśmy ciekawe filmy. To znaczy, ja oglądałam, bo tata usnął."
Po tym wszystkim, taka mnie naszła ochota na napisanie analogowego listu, w połowie dlatego, że to fajne, a w połowie, może dlatego, żeby listonosz miał z czego dzieci wykarmić. No to pierwszy list napisałam i "wysłałam" do A. "Wysłanie" polegało na tym, że poszłam do jej domu i sama wrzuciłam list do skrzynki. ^^ Nie ma normalnie co robić w wakacje. Potem znalazłam znaczki i mogłam wysyłać normalnie.
Po powrocie z wakacji znalazłam na moim biurku list od A. Przepisałabym go, ale ostatni jest ciekawszy.
Pisałyśmy do siebie tak całe wakacje. Wyszły nawet nowe słowa: "kociec" zamiast "koniec" i "Prześko" zamiast "Inesko", bo tak na siebie mówiłyśmy, imionami z książki. A tak wyglądał ostatni list jej do mnie:

"Po porostu genialnie!
Jutro 1 września! Zastrzelę się!
Zaczynam odpowiadanie:
| Clawdeen do mnie też napisała... buziaczki! :-* Nie rozkminiam o.O
| Brawo! Polubiła koty!
| Czasami miewam zakwasy... Kwas mlekowy, tak to było? Widzisz? Cytuję Natalię. ^-^
| Czemu zdania nie zaczyna się od "a więc"? Bez sensu...
| W liście mówisz, że chcesz martensy, ale w szkole i tak niedługo  powiesz: wiecie co? Jednak nie cchę martensów.
| Masz straszne sny. o.O Moim największym koszmarem był... nie pamiętam -,-
| Jak ciągłe chodzenie może być super?
Sponge, prawie...
Skończyłam. Wczoraj kupowałam z mamą ostatnie rzeczy do szkoły. Już tylko skrócić jeansy i "jestem gotów, jestem gotów". A propos szkoły. M A raczej pozaszkoły. Mówiłaś coś, że obok Cię jest klub karate, możesz mi dokładnie opisać gdzie? Nie mogę znaleźć nigdzie blisko, a nie mam zamiaru iść na basen!
PS: Jak to przeczytasz to mnie przytul bo mam deprechę.
PS2: To następne listy w wakacje?"



Zaczęłam nawet do niej pisać nowy list, który już pewnie nigdy nie dojdzie. Napisałam dwa zdania: "Jutro premiera filmu! Lecę wziąć leki uspokajające!". Pewnie, gdybym wysłała, to wzięła by go podarła i wyrzuciła do śmieci, jak... (zaraz znajdę porównanie).... jak list ode mnie. -.-
Chociaż i tak najlepszy był ten dopisek na osobnej karteczce:
"2 w nocy... Z mini latarką, pod kołdrą. Do arsenału wojennego dołącza: krem na ugryzienia i "dezodorant" na komary. Straty: 5 ukąszeń. Morderstwa: 7 komarów, nie, żartuję, 3. A szkoda... Gdzie moje życzenia powodzenia?"

 ***
A teraz dzisiaj.
łącznie do Clawdeen napisałam chyba z 12 esemseów. Niby się nie przyjaźnimy, ale ona to potrafi pomóc w kłopotach duchowych... Boję się sprawdzić, ile kasy mam na koncie...
Rano byłam z mamą w sklepie, potem na pianinie. Z panią ćwiczyłyśmy i troszkę się wygłupiałyśmy. Potem poszliśmy całą piątką (Mama, Tata, ja i moich dwóch braci: jeden - 3 klasa, drugi - 10 miesięcy, prawie) na sanki. Pod koniec się wyrypałam na tyłek i na rękę, myślałam, że ją złamałam. :-) Jak wracaliśmy do domu, to się kłóciliśmy, kogo na sankach ma tata ciągnąć. No zupełnie jak dzieci. :-P Potem już tylko obiadek i minecraft. Odkryłam starą kopalnię. ^-^. Potem pobawiłam się z bratem, gilgotałam go znienacka, jak się zwijał ze śmiechu...  A zaraz się wybieram do Biedronki. Niby mały sklep, a ja tak tam lubię chodzic. Jak idziemy z tata, to sobie śpiewamy, a jak wracamy, to nie, bo tata niesie cieżkie torby. Tak wszystko pakuje, że nikt inny (czyt. Nika Clevleen) nie potrafi ich unieść. Pomogłabym, ale te torby do ziemi mnie przygniatają.
A jutro, po Mszy Świętej, idziemy na obiad do Babci (tradycja, zawsze pomagam Babci nosić drugie danie, to też tradycja), a potem do mojej przyjaciółki! Jej mama jest w ciąży (znów) i idziemy świętować, bo tym razem ma być chłopiec. Sama się cieszę, bo M. na tylko jednego brata i dwie siostry. Dwie? ... Tak, dwie, już mi się myli.

***
 Przeglądałam dzisiaj Besty  i znalazłam obrazek, identyczny, jak moje zachowanie na WF.
Niby takie nic,a humor poprawia. Czasami nie uda mi się odbić, a dziewczyny zawsze mają pretensję, że nie odbiłam, że źle odbiłam, że źle zaserwowałam... Załamka.








No i tym optymistycznym akcentem... The End! No dobra, zakończę optymistycznie, nie pesymistycznie
  1. Za 7 miesięcy Pielgrzymka! Znów zobaczę, Anie, Agę i Paulinę, może i Łukasza, który bardzo przypomina Jonathana Crombie.
  2. Trochę do śmiechu:








piątek, 11 stycznia 2013

Nocowanie u A.

Tego dnia chodziłyśmy całe spięte, ponieważ miało to być nasze pierwsze wspólne nocowanie. A. zrobiła nam śliczne zaproszenia: zdjęcie mojej twarzy, doczepione do papierowego ludzika, którego sama zrobiła. Tekst na zaproszeniu brzmiał mniej więcej tak: Zapraszam na nocowanie, które odbędzie się z 18 na 19 listopada 2011 roku w moim domu. Potrzebne: piżama, kosmetyczka ze skarbami, szlafrok, pluszowy przyjaciel i dobry humor!". Na dole dopisek jej mamy: "Mama zapewnia opiekę i wyżywienie". Ludzik miał fioletową piżamkę, w jednej ręce miał misia, a w drugiej torbę.
Po ostatniej lekcji, angielskim, piszczałyśmy, że to już za dwie godziny. Miałyśmy iść do swoich domów, potem ja i Clawdeen na angielski, potem do A. Umyłam głowę, spakowałam rzeczy i poszłam na angielski. Pod budynkiem stał już samochód taty Claw, do którego, zgodnie z umową, miałam włożyć swoje rzeczy, po czym pobiegłam na lekcję. Cały czas chichrałyśmy się, razem z Clawdeen, z naszego kolegi, Lili (przydomek z przedstawienia, w którym grał Czerwonego Kapturka). Potem szybko się ubrałyśmy i zbiegłyśmy na dół. Podczas drogi do domu A., wydzwaniałyśmy do siebie nawzajem, czy wszystko mamy. Podjechaliśmy pod dom, wyciągnęłyśmy swoje rzeczy, pożegnałyśmy się z tatą Clawdeen i zadzwoniłyśmy do furtki. Zaraz po tym, A. wypadła z domu, a za nią wyszła jej mama. A. podskakiwała w miejscu, z zimna albo z podniecenia. Weszłyśmy do domu.
Ulokowałyśmy się w pokoju jej rodziców. Pokój był miętowy, z pięknym, dużym lustrem, dużą szafą, wszystko pięknie ozdobione. Przebrałyśmy się w piżamy, rozłożyłyśmy śpiwory, wyciągnęłyśmy swoje drobiazgi. Troszkę pograłyśmy w Simsy, w jakieś planszówki, poopowiadałyśmy sobie straszne historie, przy małej latarce. Potem poczytałyśmy trochę, podjadając nachosy, żelki i inne niezdrowe rzeczy.
W końcu nadszedł mój ulubiony fragment: kładzenie się spać. Lubię spać, a w szczególności w obecności Clawdeen. Wieczorem wydaje jej się, że jest wilkołakiem. Lata wtedy po pokoju, udając psa lub coś innego. Teraz udawała, że chodzi robić siku za łóżkiem. Jak świeciłam na nią latarką, to się wkurzała, rzucała się na mnie i gilgotała (na zielonej szkole w 4 klasie, gasiła światło, mówiła "Ale fajnie!", i rzucała się na podłogę, udając psa, potem nas rozśmieszała). W końcu usnęła, A. też. Jedynie ja leżałam, kręciłam się i tak całą noc. Nad ranem włączyłam sobie MP4 i usnęłam na 30 minut. -.-
Rano bawiłyśmy się w kalambury, a na śniadanie były naleśniki i kakao. Potem pooglądałyśmy telewizję i pograłyśmy na kompie. Potem przyszedł mój tata z bratem, a mama A. zaproponowała, że nas odwiezie, bo ma kilka spraw do załatwienia. W aucie ciągle ziewałam, w domu głowa mnie bolała, i się okazało, że mam jakąś dziwną gulkę na szyi. Po weekendzie poszłam z mamą do lekarza, i się okazało, że jestem chora. Siedziałam, znaczy, leżałam potem cały miesiąc w domu, aż do Wigilii klasowej + cotygodniowe wizyty u pani doktor.
A wszystko przez to, że nie spałam w nocy, i przez ten katar, z którym poszłam do A. ^-^

wtorek, 8 stycznia 2013

Okulista

Byłam dzisiaj u okulisty. Najpierw pani poświeciła mi w oczy lampką przy specjalnych okularach, potem robiła zdjęcia moim oczom przez specjalny aparat, w którym, od mojej strony wyświetlało się zdjęcie balona. Potem założyła mi takie okularki bez szkieł i kazała czytać literki. Prawym okiem widziałam do końca, lewym - wysiadłam na dwóch ostatnich linijkach. Potem pani wkładała mi szkiełka w oprawki i miałam mówić, czy lepiej widzę. Po tym badaniu miałam wpuszczone takie kropelki (nie pamiętam nazwy, coś na "o"), które strasznie szczypią w oczy. Potem pani zrobiła mi badanie, potem znów wpuściła, badanie, wpuściła, badanie. Na końcu się okazało, że mam astygmatyzm. Mam się obserwować, i jakby co, mówić mamie i potem się zgłosimy.
Jak wracałam do domu, to dobrze otoczenie widziałam, ale własne ręce - nic, łososiowa plama. Mama mówi, że w dzień nie można iść, przez te kropelki, bo źrenica jest otwarta i światło wpada do oka w większej ilości. Przeczytałam to zdanie jeszcze raz, bo myślałam, że napisałam coś bez sensu. ale sens jest.

P.S. Znalazłam o takie coś na besty.pl:
Nie, żeby coś, no ale... Przypadek?


piątek, 4 stycznia 2013

Wybaczyłam...

Jeszcze jakieś 3 - 4 miesiące przyjaźniłam się z A. i z Clawdeen (imię zostało zmienione na jej prośbę). Ale teraz już po tym nie ma prawie że żadnego śladu. Czemu?
Na początku ja i A. rywalizowałyśmy o Clawdeen, która ma z nią siedzieć, z nią rozmawiać. Ale w niedługim czasie wszedł do kin film "Zaplątani". No dobrze, ale co to ma z tym wspólnego? Otóż, okazało się, że mi i A. ten film się spodobał i znalazłyśmy wspólne tematy, zaczęłyśmy się przyjaźnić we trójkę, nawiązałyśmy coś takiego, jak NPnZ, czyli Najlepsze Przyjaciółki na Zawsze.
Odwiedzałyśmy się nawzajem, nocowałyśmy u siebie (tylko raz, potem to opiszę), spędzałyśmy w szkole na półpiętrze każdą przerwę. Tylko z pozoru to było takie cudowne... A. zaczęła mi dokuczać. Mówiła, że jestem nienaturalnie biała (bo jestem blada), że brzydka (nieprawda) i w ogóle ta GORSZA. Zaczęło mi do doskwierać. Zaczęłyśmy się kłócić, pod koniec roku szkolnego, pokłóciłyśmy się, że ja powiedziałam, że ona ma nienormalny świat, bo ona mi tak powiedziała. Potem ją przeprosiłam, ale... To już nie to samo.
Pamiętam, że raz na GG, przywitała mnie tymi słowy: "Hej gruba! Jak tam życie, lub jego brak?" Nie jestem wcale gruba, tylko muszę troszkę poćwiczyć i będę chudziutka. Ma poczucie humoru, które czasami mnie bolało. W końcu pewnego dnia, bodajże 4.X.2012 roku, pokłóciłyśmy się we trzy śmiertelnie przez GG, bo już mi to nie leżało, ta przyjaźń z A. Do Clawdeen nic nie miałam, ale ona wybrała A. Było mi strasznie smutno...
Ale dwa dni potem rozmawiałyśmy z Clawdeen i postanowiłyśmy, że damy sobie chwilę odpoczynku i spróbujemy razem we trzy odbudować naszą przyjaźń.
Tak... Ale pamiętnego dnia (znów) pokłóciłyśmy się z Clawdeen. Jak poszliśmy do kina, to w ogóle na mnie nie patrzyła. Potem włączyłam komputer i zobaczyłam jakąś starą wiadomość, w której było moje imię. Zapytałam się "co", to ona się zapytała, czego chcę, to powiedziałam, że to była stara wiadomość, i że więcej się już odzywać nie będę, to ona, że jej nawet pasuje i się pokłóciłyśmy... Potem się pogodziłyśmy, jako koleżanki. Niedawno mi napisała, że jesteśmy prawie przyjaciółkami. Jak to pięknie brzmi... Eh...
Ale ja też nie byłam bez winy. Przeglądałam sobie jakiś czas temu nasze rozmowy z A. na GG, i zobaczyłam straszną rzecz... Przez którą też prawdopodobnie jest teraz tak, jak jest. Prawie wszystkie nasze kłótnie były o pacyfki, bo ona uważała, że są fajne i w ogóle, ale to naprawdę znak: a) szatana b) upadku Jezusa i chrześcijaństwa c) złamany Krzyż d) znak, którego się używa podczas czarnych mszy satanistów. Ale nie to, nie o tym mowa. Zauważyłam, że nie tolerowałam jej takiej, jaką jest, jaką była. Ciągle chciałam ją zmienić. Wiem, że to smutne. Szkoda, że prawdę odkryłam dopiero teraz. Ale może to i lepiej, ta przyjaźń z A. była toksyczna. Wyniszczała mnie od środka, nie miałam poczucia własnej wartości. Czyli jednak trzeba było to zakończyć, jak najszybciej. Teraz na korytarzu nie możemy na siebie patrzeć, ignorujemy się, itp, jakbyśmy nigdy się nie znały, jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Ale to też i lepiej. Nie chcę już być jej przyjaciółką.
Jedyną osobą, z którą mogę na spokojnie pogadać w szkole, jest A., mój kolega z przedszkola. Chichramy się na każdej przerwie, tłuczemy... Z Clawdeen też gadam, jak A. jest zajęta, lub jak jej nie ma. Jakoś w ostatnim tygodniu listopada ie było jej przez 4 dni. To były piękne 4 dni, mimo, że pochmurne, były słoneczne.
Ale życie jest za krótkie, żeby teraz się zajmować taką osobą niewymagającą mojej uwagi, tj. A. W "Pamiętniku Nastolatki" było, żeby te całą energię, którą się marnuje na nienawiść do jakiejś osoby, wykorzystać na coś pożyteczniejszego. Ja zamierzam wykorzystać ja na rysowanie, śpiewanie i poprawianie ocen, z 5 na 6. :-)
Nika Clevleen



P.S. Tak, wybaczyłam A. to, ze mnie przezywała. Trzeba było do tego wielkiej siły i dużo silnej woli.
P.S.2. Te dwie przyjaciółki, ciemna i biała, to tak, jakby ja i A. Nawet wydrukowałyśmy i podpisałyśmy swoimi nazwiskami. Po zakończeniu tego nazwiska zamalowałam.
P.S.3. A. to ta ciemna.
P.S.4. To ostatnie tyczy się Clawdeen.
P.S.5. Clawdeen, pozdrowionka, całusy i trzymaj się. Jestem z Tobą. :-*

wtorek, 1 stycznia 2013

Nowy Rok!

Tak, Kochani, już 2013! W tym roku mieszkańcy - sąsiedzi dopisali i fajerwerki były cudne, kolorowe! Szczególnie znad Manufaktury! Pozdrawiam Was z Nowego 2013! Potem wrzucę zdjęcia.