wtorek, 26 marca 2013

1 urodziny mojego braciszka ♥


Wiosna - cieplejszy wieje wiatr,
Wiosna - znów nam ubyło lat,
Wiosna, wiosna w koło, rozkwitły bzy.
Śpiewa skowronek nad nami,
Drzewa strzeliły pąkami,
Wszystko kwitnie w koło, i ja, i Ty. 




Pamiętacie, kiedy to pisałam? No nie będę taka, przypomnę Wam: pisałam to równo rok temu, w poście "Wiosna...". Donosiłam wtedy też, że tegoż dnia urodził się mój drugi brat. Od tamtego momentu minął rok i dziś "Malutki" ma swoje 1. urodziny. Tak to szybko minęło... 
 Chciałam mu dziś zaśpiewać "Sto lat", a on podszedł do mnie i pociągnął za włosy. No kocham to. -.-
Ciekawa jestem, jak zdmuchnie za tydzień świeczkę na torcie.  




A tymczasem wiosny, jako takiej, nie widać. Brudny śnieg, zimowe kurtki i zimowe buty. Rok temu, jak jeździliśmy do mamy do szpitala, wystarczył sam polar i lekka czapka.  
Wiosno, weź się ogarnij i przychodźźź!!!!



A teraz popatrz za okno i wkurz się, że wiosny jeszcze nie ma.

poniedziałek, 25 marca 2013

25 marca

Otóż, od jakiegoś miesiąca wszystkie media trąbią o jednym: o koncercie Justina Biebera w Atlas Arenie, w Łodzi. 
I w końcu nadszedł ten dzień. Dzień koncertu. 25 marca 2013.
Rano nie skojarzyłam, że to dzisiaj, potem w szkole coś wszyscy przebąkiwali, że Laura idzie na koncert. Fajnieee maaa. Też bym poszła... :-( (Niestety, jest ten Wielki Post, a w Wielki Post nie chodzę na takie imprezy, niestety...)
Pojechałam dziś z tatą odebrać przesyłkę, na drugi koniec miasta. 
- Tatoo, czy będziemy jechaaać koło Dworca Kaliskiego?
- Będziemy.
- Ach, to świetnie!
Trzeba bowiem tutaj wtrącić, że Atlas Arena jest po drugiej stronie ulicy, niż Dworzec Kaliski. Liczyła, że może coś zobaczę, jakiś autokar z napisem "Justin Bieber", albo samego Justina. Niestety, widziałam tylko dach. 
W sklepie odebraliśmy paczkę. Za ladą siedziało dwóch facetów/chłopaków: jeden ok 30, 40 lat, drugi ok. 16, 17. Przy czym ten młodszy miał taką dłuugą grzywkęęęę i odgarniał ją. Skojarzyło mi się to od razu z Lili (Lili - mój i Lidki kolega z angielskiego, który bardzo nas rozśmieszał. Lili to pseudonim z przedstawienia.). Po wyjściu ze sklepu poprosiłam tatę, żebyśmy pojechali do domu, mijając z bliska Atlas Arenę. W sumie się okazało, że jechaliśmy koło niej, ale żeby tam dojechać, trzeba było okrążyć caałeee miasto od strony Ikei. Trafiliśmy na piękny moment zachodu Słońca i od razu porwałam za aparat. A wyglądało to mniej więcej tak:





Przy Atlas Arenie - tłum. Pełno policji i samochodów. Arena oświetlona. Niestety, zdjęcia nie udało mi się zrobić. Za późno się zorientowałam. :-(
Przejechaliśmy koło hotelu, co niby jest tylko szary, a z daleka są na nim ludzkie twarze. Jutro zobaczę. Tata ma stanowisko w biurze na wysokim piętrze i od niego widać ten hotel. xD
Musieliśmy odebrać jeszcze paczkę z poczty, więc mi się nie chciało wysiadać z auta, to zostałam i puszczałam na full Beauty and the Beat i Boyfriend. Zrobie sobie sama koncert: mp4, Internet, słuchaweczki i Biebeer!



A już jutro pierwsze urodziny mojego brata! Zbieram życzenia urodzinowe!






Źródła:
http://besty.pl/archive/1950398
http://www.urwiskowo.com.pl/2012/11/1-urodziny.html

sobota, 23 marca 2013

Kolorowe włosy!

Mnie i Lidkę Limę coś trafiło: złapałyśmy za mazaki i pastele i ufarbowałyśmy sobie końcówki włosów! Mój pierwszy raz, kiedy moje włosy są innego koloru niż blond. :-)



piątek, 22 marca 2013

W końcu weekend! "Zaraz... To ja mam kaptur?!"

Mam do Was wszystkich prośbę: nie czytajcie moich postów z miesięcy wcześniejszych, niż styczeń, bo są... kiepskie. Nie umiałam wtedy pisać. 
Informuję, że będę na zmianę pisać tutaj i na "To Lubię!",  więc nie zdziwcie się, jeżeli nawinie się coś z jakiegoś czegoś w stylu "morderstwo własnej siostry, kochanka i wygnanie matki", "transplantacja serca", "Głupia lady pauline". Po prostu muszę nadrobić troszkę recenzji, bo się uzbierało... No wiecie, przeczytałam, zrobię jutro. *Następnego dnia* EEeee, mam czas, zrobię jutro. I w ten sposób naliczyło mi się... zaraz.... 8 książek, co najmniej.
O co chodzi z kapturem? Wyjaśniam:
Wracaliśmy całą bandą ze szkoły. Sara i Paulina się odizolowały i szły sobie same, a ja, Adam, Paprycja (Patryk), Kuba, Michał i Jasiek dostawaliśmy głupawki na śniegu. Rzucaliśmy w siebie śniegiem, nie patrząc, w kogo i nie patrząc, gdzie. I większa kulka, tym lepiej. Moimi głównymi celami byli Adam (lubię go wkurzać) i Michał, który, mimo niskiego wzrostu i żywiołowności, jest bardzo łatwym celem, niż spokojny Patryk, w którego nie rzucam (zazwyczaj), bo... nie. Nie i już. A jak rzucę, to się przekomarzamy:
- Nika, synek, jak ja cię wychowałem! Nie pozwalaj sobie!
- Pato, córko, ogarnij się!
Wszyscy dwa razy mnie wrzucili w śnieg: raz się szybko podniosłam, a drugi - musiałam się "przeturlać". Po prosty nasi chłopcy mnie wywalili w śnieg, bo byłam jedyną dziewczyną w ich towarzystwie. Może niektórzy się chcieli popisać, a niektórzy - nie. Za tym drugim razem to wywrócili mnie, zabrali czapkę. Jak wylądowałam na ziemi, to zaczęłam z moim plecakiem (!) raczkować pod domem Maxa, byle by uciec kawałek i się przeturlać i wstać, aż nagle ktoś mi porwał czapkę. I stoję tak: na środku ulicy (po której, jak coś przejdzie, to będzie to wydarzenie na skalę Wszechświata), z golą głową, brzydkim przedziałkiem zrobionym specjalnie do opaski; zdezorientowaną miną i przemoczonymi spodniami. Ale zaraz mi oddali czapkę. Gdy tylko zaczynam udawać wściekłą i udaję, że chcę się za nimi rzucić w pogoń, to oni uciekają. Czemu? Głównie przez Adama, który, na początku roku, chcąc mnie przytulić od tyłu i obezwładniając ręce, dostał tak kujawiaczkiem i przestał. ^-^
No nic, kończę, bo mam dużo do roboty. I fragmenty z "Balladyny" się nie pojawiły. :*

Lady of RA.


P.S. Co w dosłownym tłumaczeniu znaczy: "Pani Zwiadowców", czyli "Lady of Ranger's Apprientice". Nie wiem, czy tak to się pisze, zawsze sprawia mi to trudność.
Podziękowania dla Liduni,która wymyśliła mi nazwę :-**

czwartek, 21 marca 2013

Odnalazłam siebie... :-)

Jedyny Adam, który znał adres mojego bloga, zaczął sobie wchodzić na niego podczas lekcji i zapisywać sobie tekst na komputerze. Ja się zezłościłam (i to bardzo), tak, że zmieniłam sobie nazwę (i jeszcze pozmieniam, żeby nie nie znalazł, bo obecna nazwa była tak na szybko) i adres bloga. 
Przepraszam Wszystkich, którym sprawiłam kłopot w znalezieniu bloga. 
I dziękuję Agnieszce, 
która uprzedzała nie przed faktem, żeby nie mówić osobo z klasy adresu bloga.
No, bo wiecie, przeczytają coś, przekręcą, rozgadają i się będą ze mnie nabijać. :-(
Zwracam honor. :-)
Obecny adres to:

Pamiętacie pierwszą wersję loga mojego bloga? xD

piątek, 15 marca 2013

"A ja nie jestem"... Kim nie jestem?

14 marca, czwartek
Tytuł bez sensu, ale to nie ja wymyślałam, tylko oto obecna tu Aga. Siedzi o tu --------------->
Paczy, jak pisze i w porywach zabiera mi książkę "A ja nie jestem gwiazdą pop". Taa, od tej książki jest tytuł. Aga popatrzyła na pierwsze, co miała w ręce i podała tytuł. A teraz wyśpiewuje mi "Cappucino", na różne dźwięki. xD Sorreczka, już się kończy lekcja informatyki, więc wolny czas też i muszę kończyć. :-(
Dziś dużoo pracy: nie dość, że praca domowa (wszyscy kochamy przyrodę), to jeszcze praca dodatkowa z historii, mojej kochanej historii. Pisałam do 11 w nocy, po czym jeszcze musiałam WYKUĆ na jutrzejszy test z angielskiego z dwie strony słówek napisanych maczkiem. -.- Ale - umiem! Normalnie, jakie słowa: alternative medicine - medycyna niekonwencjonalna. Co to jest, to nie mam bladego pojęcia, wiem jedynie, że to coś dziwnego. Jedyne też, czego jestem pewna, to to, że położyłam się spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.


15 marca, piątek
Dziś upłynął termin składania do naszej wychowawczyni deklaracji o przyjęciach do gimnazjum. Oczywiście, jak zawsze, ktoś musiał nie donieść. A z kolei mi pani, można powiedzieć, "powiedziała", że "bardzo dobry wynik w konkursie" nic nie znaczy, że musi być miejsce i że to wpisała, ale że się będą z niej śmiać tam, w rekrutacji. I co z tego? Przepisałam słowo w słowo, co było na świadectwie. Nic nie zmyśliłam. I miała do mnie pretensje, że ja wpisałam. Dałam na osobnej kartce, było nie przepisywać. Takie trudne?
Ale koniec pesymizmu. No po prostu kocham naszą klasę. <3
Siedzimy sobie grzecznie na przerwie, chłopaki się przepychają na ławce, i ogólnie. Dziewczyny gadają, ja czytam książkę i wsuwamy z Sarą "paluszki". Nagle Damian włącza na telefonie piosenkę z "Harlem Shake". I co zrobili? Własny "Harlem Shake"!  Jeden na początku podrygiwał na stojąco lub siedząco, a potem, jak są słowa "Harlem Shake" to zrywają się z ławki i zaczynają "tańczyć". "Tańczenie" w ich wykonaniu to po prostu wymachiwanie rękoma w górze i jakiś break dance. xD Wszyscy się śmiali. :-D
Jak wracaliśmy do domu, to tradycyjnie Adam i Paprycja (Pato, znaczy - Patryk) bili się, a reszta rzucała śniegiem. Michał nie mógł uwierzyć, że jak wracamy ze szkoły, to tak zawsze. Ciekawa jestem, jakby to było, gdybyśmy raz tak całą klasa wracali. Pełno śniegu, pełno kulek w powietrzu lata, worki też (czasami, okazjonalnie. Raczej przy mini - bójkach).  Nie wiem, co jeszcze, w takim razie poproszę o życzenia połamania pióra na teście, a ja dziękuję, albo i nie dziękuję. Nigdy ego nie ogarnęłam i nie ogarniam.

P.S. Post na prośbę Agi. Wątpię, czy coś napiszę juto lub w niedzielę, bo a) pełno pracy, b) pełno pracy i c) pełno pracy. xD
A teraz wypowie się mój prawie roczny brat:
ffgcfcccuyuyfyrf hgghhbh dfcfchbred rfvv  bbdbv        c  vvg
fgvbvnvvvggggny

środa, 13 marca 2013

HABEMUS PAPAM!

Annuntio vobis gaudium magnum: habemus Papam,
Eminentissimum ac reverendissimum Dominum,
Dominum (imię kardynała wybranego na papieża),
Sanctæ Romanæ Ecclesiæ Cardinalem [nazwisko kardynała wybranego na papieża)
Qui sibi nomen imposuit (imię, które przybrał nowy papież).
 
 Oznajmiam wam radość wielką: mamy Papieża,
Najczcigodniejszego i Najprzewielebniejszego [imię kardynała wybranego na papieża],
Kardynała Świętego Rzymskiego Kościoła, [nazwisko kardynała wybranego na papieża],
który przybrał sobie imię [imię, które przybrał nowy papież].
 
 
 
Dziś, o godzinie 19:06 na Placu Św. Piotra na Watykanie pojawił się biały dym, oznaczający wybranie następcę Św. Piotra. Został nim Jorge Mario Bergoglio z Argentyny, który przyjął imię Franciszek. Prosił o modlitwę i zapewniał o swojej modlitwie za nas. Na koniec pobłogosławił cały świat. 

Kot z Cheshire

Nie wiem, czy tak to się pisze, no ale. 
Przytargałam ze sobą do szkoły szkicownik, poprosiłam Basię o zdjęcie Kota z Cheshire, zrobiłam mu zdjęcie i rysowałam... Powstał... O, taki ładny kiciuś






Prawie gotowy

Prawie, bo nie wiem, jak go skończyć: domalować niebieskim, czy może zostawić takiego...? Tylko biały muszę dopracować, ale to już nie dzisiaj.
Dziewczyny z V klasy widziały, jak to rysuję i potem zaczepiały mnie i mówiły, że ładnie rysuję. *-*

wtorek, 12 marca 2013

Nie cierpię gramatyki! -.-

No bo, tak szczerze, kto lubi?! Z tego testu gramatycznego - 4+. Cóż, myślałam, że będzie lepiej... Przynajmniej 5-... Ale... No, nie jest, tak w sumie źle. Połowa, zaraz 2/3 klasy chyba ma 1, w dodatku z wykrzyknikiem. Czylii... Nie wypadłam tak źle... 
Wczoraj pani podzieliła nas na grupy, w nich mamy zrobić opis postaci z "Szatana z VII klasy". Nam, tj.: Zuzi, Zosi, mi, Kubie i Jaśkowi przypadła pani Gąsowska. Chyba mamy najlepiej: mało o wyglądzie, mało charakterystyki, mała rola w książce. W dodatku rysunek. Kiedy pani podawała nam te punkty, i ja usłyszałam "rysunek", to już zaczęłam się zastanawiać, jak tu by resztę grupy przekonać. Łatwo poszło.
- No dobra, to kto rysuje obrazek? - zapytała Zuzia bądź Zosia.
- JA! - wykrzyknęłam troszkę za szybko, za głośno i dodatkowo podnosząc rękę do góry, jakbym miała odpowiadać. 
No i w efekcie wyszła pani Dobrójska. Tak, wiem, za dużo "Ślubów Panieńskich" Fredry... Czytałam raz, ale nazwisko mi utkwiło. I teraz nie ma p. Gąsowskiej, tylko p. Dobrójska. :-) 
W tarkcie rysowania wysłałam Zosi taki mały, niedokończony (obrazek). I zaraz otrzymuję uroczego SMS'a:
"O jacie w gacie!! Jakie piękne!! Tak samo jak ja! ^-^"
Dosłownie. Czy ja wiem, czy to takie piękne... Skromnie sprostuję: ładne. ^-^
A dziś miałam jakąś taką wenę i rysowałam, rysowałam, rysowałam... Dom Lidki, w nawiązaniu do opowiadania, które napisałam, ale wstawię w odpowiednim czasie (opowiadanie); Alexa (pod wpływem wizyty u nas pana ze Staży Miejskiej) i  Halta w wersji anime (znalazłam w Internecie i tak mi się spodobał, że musiałam narysować podobnego - przypominam - nie lubię anime, dla Halta zrobiłam wyjątek - mama jak zobaczyła to powiedziała, że śliczne).
Na dodatek Sara i Pina złożyły zamówienia:
  • Sara - jej pies
  • Paulina - Rose z Titanica.
Przy czym, jeżeli pies jest nawet, nawet łatwy, to o tyle Rose jest koszmarnie, jak dla mnie, trudna, jak tak patrzę. :-|
Ale już nie przynudzam,
Bye! :*

Em, przepraszam, jeszcze się wtrącę. Tak gadałam i gadałam o rysunku i ogólnie, że dwie rzeczy:
  1. Po klasówce pan od historii kazał nam "pofilozofować" i wygrzebać "coś ze swoich trzewi", czy tam trzewiów. No to napisałam tak coś tam, byle by było, że sztuka (tradycyjnie) wciąga, że chciałabym być może aktorką i takie tam inne bzdety. O dziwo, dostałam 5, przy czym pan powiedział, że ma nadzieję, że kiedyś zobaczy mnie w Akademii Teatralnej czy tam w filmówce, po czym kazał przekonująco przeczytać listę żądań fabrykanta. Ostatnie zdanie "Dlatego żądam poprawy waunków pracy, zwiększenia zarobków i skrócenia czasu pracy" musiałam prawien że wykrzyczeć, bo, jak mówiłam stanowczo, aczkolwiek cicho, to było za mało stanowczo i musiałam sie drzec na całą szkołę. Jeżeli słyszeliscie, żeby ktoś wykrzykiwał takie coś, to wiedzcie, że to pan mi kazał <mina niewiniątka>.
  2. :-D Dzisiejsze obrazki :-D






  Przekręcie głowy. Nie chce mi się obracać zdjęć.



Wyjaśniam, co jest na obrazkach (specjalnie dla Lidki :-*):
  1. Miał być owczarek niemiecki, czyli Alex z "Komisarza Alexa", no ale cóż... Mój pierwszy pise, który ma "włosy". 
  2. Dom Lidki
  3. Rose, o którą prosiła mnie Paulina
  4. Moja i Lidki tablica w naszej klasie
  5. Halt ♥ I to nie jest żaden tata Usuriego, proszę mi go nie obrażać na MOIM blogu. :-)

niedziela, 10 marca 2013

Jak ona się uprze... ^-^

Ale momencik, nie wyjawiam tytułu posta, dopóki nie zaczniemy od początku. 

Już od jakiegoś czasu Lidunia moja chciała mnie zaciągnąć na Facebooka. Niby nie potrzebuję, niby nie lubię... Ale.. Jednak... Fajnie by było.... Zaczęła gadać, że nasze, etc. No nie wiem, muszę pomyśleć i zapytać rodziców. I tak było wczoraj. A dzisiaj był Dzień Wspólnoty. ^^ Spotkałam się z moją BFF. ^^ W sumie, te Dni Wspólnoty to kiedyś były fajniejsze, bo byłam młodsza. Mogłam pójść na świetlicę, pobawić się, porysować, połazić po torze przeszkód. A teraz... Małe dzieci, większość płaczących, bo tak, co ja mam tam robić... Czuję się jak słoń w składzie porcelany... O ile można tak powiedzieć. Do młodzieży - nie, bo za starzy, do maluchów - nie, bo za mali. Dobrze, że była Marta i Dominik, przynajmniej miałam się z kim "bawić", o ile można tak to nazwać. Wyszliśmy ze świetlicy i biegaliśmy po caałym budynku, od strychu, (gdzie odkryliśmy za zamkniętymi drzwiami jakiś duży pokój, zakurzony... Skąd wiem? Bo przy drzwiach było okno do tego pokoju) aż po "nawiedzone toalety" w piwnicy. "Nawiedzone", bo, z tego, co pamiętam, to jak tam ostatnim razem byliśmy, to choć nikogo innego oprócz nas nie było, to nagle zaczęła lecieć woda z kranu czy czegoś tam innego. Potem był obiad (w końcu jakiś dobry) i ciasta. *-* No i później zaczął mnie strasznie boleć brzuch, więc nie miałam siły, żeby się wygłupiać. Spoko, wszystko pod kontrolą... Ciepła woda czyni cuda. Tak samo leki przeciwbólowe.
No i wracamy do domu, włączam komputer, a tam cudowna wiadomość:
"Mamy już pocztę na onecie, konto na fb też już założone. E - mail: ****** Hasło:********"
Lidce jak na czymś zależy, to nawet gdyby miała umrzeć, to dopnie swego. :* THX.
Napisałam też swój pierwszy komentarz (Oj... Lady Pauline...) Do pytania w poście "Kogo najbardziej nie lubicie z serii "Zwiadowcy"?".
Po czym znalazłam chata i napisałam do Lidki, że teraz cały dzień będę się podniecać tym i że to jest silniejsze ode mnie. Blump! CO TO?! Rozglądam się po pokoju... Noż, to chat. Muszę się nauczyć korzystać z tego cacka...

środa, 6 marca 2013

Testy, testy wszędzie.


Przepraszam, że tak późno, no ale...




No właśnie.
  1. Test z polskiego - gramatyka - bleee -.-
  2. Test z angielskiego
  3. Test z przyrody
  4. Test z dodatkowego angielskiego
  5. Sprawdzian 6 klasisty.
Jeszcze dodatkowo pani mi zrobiła na angielskim kartkówkę.
No to dzisiaj:
Rano mieliśmy iść do gimnazjum mojego rejonowego (Oh God, why...?) na "Alicję w krainie czarów". Przedstawienie nawet, nawet. Po prostu film ten nowszy przełożony na scenariusz. Wycięli najfajniejsze momenty, czyli "śtuciec", frygi-drugi kapelusznika i Żabersmoka. A najlepiej się prezentowała Czerwona Królowa.
Wróciliśmy do naszej szkoły tylko na angielski i przyrodę. Na przyrodzie usiadłyśmy sobie we trzy: Ja, Lidka i Aga. Adze światło świeciło po oczach, więc pożyczyłam jej moje okulary przeciwsłoneczne i liczyłyśmy, kiedy przyrodniczka się zorientuje, że je ma. Zwróciła jej uwagę pod koniec lekcji, żeby na następny raz ich nie zakładała. Czyli odhaczone: prawie cała lekcja.
Po powrocie do domu robiłyśmy sobie z Lidunią przez Skype'a sesję zdjęciową. Znalazłam taką fajną stronę, gdzie można sobie porobić zdjęcia z różnymi efektami. Zwijałyśmy się ze śmiechu. Ja mam mało, bardziej takie ładne, Lidka robiła sobie takie bardziej "crazy". Potem je wstawiała na facebooka, a ja jej robiłam i zobowiązałam się jej wysłać. Wyślę pocztą, bo przez Skype'a za dużo tego klikania. Zrobiłyśmy też ozdoby do sali. Napis w GIMP'ie, obrazki od wujka Google'a , krótki tekst zapodała ciotunia Wikipedia.
A potem angielski. ^-^
Pani kazła temu Przemkowi (Net) przynieść z sekretariatu nożyczki. Na to Konrad:
- Przemek, tylko się nie potnij anie nie potknij!
- Dobrze, dobrze.
 Potem coś sprawdzaliśmy i nastała taka cisza, i nagle zza okna słychać jakieś takie "HA HA HA HA HA!". I my też wybuchnęliśmy śmiechem. Potem graliśmy w siedem rodzin. Dostawaliśmy takie karteczki, gdzie ma się wypisane swoje dane. Imiona były takie same: Mary, Anne, Steven, John (dorośli) i Peter, Jill, Pat, Tom, Robert (dzieci). Na dodatek dwa miasta: Newcastle i Bristol. Ja miałam o takie:

Mary
You are 23 years old.
Your husband's name is John.
He is 29 years old.
You have two chidren, Peter and Jill.
You live in Bristol.

 (Nie będę tłumaczyć, bo to takie proste, że aż boli)

Musieliśmy się nawzajem wypytywać o swoje dane z karteczek. Na początku wszystko wskazywało na to, że moim mężem jest Przemek. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, to spojrzeliśmy na siebie w takim niemym "Ups". W końcu wyszło, że moim mężem, Johnem, jest Jagoda, a synem - Konrad. Jak na razie córki nie znalazłam. 
Przy okazji zamieniłam kilka słów z osobami z grupy, z którymi w ogóle jeszcze nie rozmawiałam. Zanim ja zdążyłam wstać, to oni podchodzili do mnie i ja znów klap, na krzesełko. Podnoszę się, klap, na krzesełko. Można czegoś dostać.


I wracając do głównego nurtu, od którego odbiegłam:
Powtarzanie gramatyki











Przypomniała mi się też moja gwiazda, którą zawsze, o każdej porze roku widać ją w tym samym miejscu i pulsuje czerwono - niebieskim światłem. Boję się, że kiedyś zgaśnie. Boję się, bo ona od zawsze mi towarzyszyła. To jest... moją gwiazda. A jak zgaśnie, to pęknie mi serce. Pewnie ona jest daleko, więc dowiem się o jej końcu już długo po jej śmierci.



To ten biały punkcik



A teraz... Lećmy do gwiazd, w nieznane, do krainy wiecznych marzeń <wyciąga jedną rękę do tyłu, a drugą do przodu, jak natchniona poetka>...
To znaczy... Idźmy spać.
Dobranoc. :**

wtorek, 5 marca 2013

Emm... Kilka dni takiego.. No takiego... Nie ważne.

I OTO ZAPOWIADANY POST! MOŻE NIE TAKI DŁUGI, JAK MI SIĘ ZDAWAŁO...?


1 marca, Piątek
Pojechałam z mamą, pooglądać sobie to gimnazjum, do którego zawsze chciałam chodzić, lecz zmieniłam plany i wybrałam inne, które też jest fajne, chyba. W autobusie był straszny tłok, ale udało nam się znaleźć dwa miejsca siedzące. Próbowałam poczytać, ale raczej rozmawiałyśmy sobie z mamą. Wysiadłyśmy z autobusu i podeszłyśmy do bramy gimnazjum. Nagle, z kościoła (bo to gimnazjum katolickie) wypadło chyba 5 chłopaków, przy czym jeden, w krótkim rękawku, to był Radek, który w zeszłym roku był przewodniczącym szkolnego samorządu. Ciekawe, czy mnie poznał. Bo ja starałam się być jak najmniej zauważalna przez potencjalnych znajomych ze szkoły. Ale rozglądając się po korytarzach, szukałam Marty z angielskiego. No, ale jej nie było.
Najpierw mnie i mamę zaczął oprowadzać jakiś pierwszoklasista, troszkę chyba nie dawał sobie rady. Nagle zauważyłam Sarę i ona też mnie zauważyła. Padłyśmy sobie w objęcia, bo już się dawno nie widziałyśmy. Ją i jej mamę oprowadzała jakaś dziewczyna, której się lepiej słuchało. W sali fizyczno - chemicznej rozdawali fosforyzujące galaretki z toniku i cytryny, malowali flamastrami po rękach i robili wybuchy. W sali od czegoś pogadałyśmy sobie z jakimiś dziewczynami. Pytały się nas, czy jesteśmy wierzące. Ja powiedziałam, że tak, Sara, że ona też, tylko nie tak bardzo jak ja. Jedna zaczęła coś mówić, że nie jest też tak bardzo, na to jedna odepchnęła ja i tak: "Nie rób nam tutaj antyreklamy!". Potem jakaś szkolna kapela, dudniąca niesamowicie, siłownia, kółko rekonstrukcyjne. Nawet było fajnie. Dużym plusem jest to, że nie ma mundurków i można chodzić w kolorowych ubraniach do szkoły.

2 marca, Sobota
Właściwie nie pamiętam, kiedy to było, ale napiszę to pod tą datą. Gadałam sobie z Lidką na Skypie. Jakoś tak mi dziwnie było... Powiedziałam jej, dlaczego. Wy się chyba domyślacie. ;-) Szczere mówiąc, Lidzię - zatkało. Ona to ma dobrze, przynajmniej ten, który jej się podoba, istnieje naprawdę i może sie zrealizują. Nikłe są szanse, ale są. Natomiast u mnie... Szkoda słów. 

3 marca, Niedziela
Jutro do szkoły. Pfff... 3 tygodnie laby... No, ale mówi się trudno płynie się dalej... 
Ta Niedziela wyglądała tak, jak zawsze: Msza, do babci na obiad i ciastooo *-* Ten pyszny jabłecznik... Kocham i nie mogę bez niego się obejść.

4 marca, poniedziałek
Lidzia przyszła do szkoły w warkoczykach, czyli tak, jak od jakieoś czsu próbuje namówić mnie babcia, a ja swoje: "Nie, nie jestem już taka bardzo mała na warkoczyki!". Jeden warkocz - owszem. Dwa - jeżeli już, to po domu. Chociaż... Może się skuszę. Babci będzie też miło.

5 marca, Wtorek
Do szkoły na 8.00. Mama obudziła nas wcześnie, ale ja jeszcze raz usnęłam. Budzę się i nie słyszę nie czuję jakiegoś takiego pośpiechu porannego. Na spokojnie się myję, ubieram, jem śniadanie... Podczas śniadania coś takiego pada (w sensie słowa), że jest 7 rano. I nagle... <thinking, thinking>
Faceplam

SKORO JA JUŻ ZDĄŻYŁAM WSZYSTKO ZROBIĆ, A JEST SIÓDMA, TO ZNACZY, ŻE... BYŁAM BUDZONA O 5 RANO?!

Ale za to zdążyłam do szkoły.  ^-^ Potem cały dzień Adam próbował mi zabrać "Zwiadowców" (Tak, mam w końcu swoich *-*). Aghhh, jak mnie to wkurza. Za każdym razem daję mu do zrozumienia, że mi to nie imponuje i że to jest denne. Ale do niego to nie trafia, bo po co. 
Na polskim, przepraszam, wychowawczej, pani robiła "awanturę", że się nie uczymy, że mieliśmy cały miesiąc na naukę do testu i w ogóle. Jaa taam nie wieeem, mnie nie było. Piszę dopiero w czwartek. Z tego, co wiem, to były rzeczy były - banalne. Tyko przewertować zeszyty z 5 klasy i co nieco z nich poczytać. 
Matematyka - chłopaki ciągle coś gadali, aż pani najpierw zaczęła nowy temat, a później zrobiła kartkówkę. Jedno mam źle: "Narysuj siatkę czworościanu". Przecież tego nie było!! Jak można robić kartkówkę z tego, czego nie było? Rozumiem zadania na 6, że to ponad program wychodzi. Ale podstawowe pytania. No się ja pytam. Na dodatek cud się stał pewnego razu. Nasza Aga dostała 6 ze sprawdzianu! Jak mi o tym powiedziała, to myślałam: "Kim ona jest i co zrobiła z tą Agą, którą znam?!". 
A w-f (jedna z moich najmniej ulubionych lekcji, choć pomału zaczyna lubić)... lepiej nie... My i 4 klasa na jednej sali gimnastycznej. Ćwiczyliśmy odbicia i różne takie. Serw górą jest u mnie taki... no byle jaki. Mam nadzieję, że nie będziemy zaliczać tego w piątek, bo tak to poszłabym z tatą na siatkówkę poćwiczyć, jak w 4 klasie. ^-^ Udało mi się nawet odbijać kilka razy. Z dorosłymi. Ale potem ręce bolały jak nie wiem co. Tym bardziej, jak miałam tyłem odbić tak, żeby przestrzelić przez siatkę. Owszem, chyba się udało. Nie pamiętam. Alzheimer, czyli po prostu: skleroza.
Potem wróciłam do domu. Mój młodszy brat usnął, więc siedziałam sobie w jego pokoju, pilnując go i wcinając kanapki z dżemem truskawkowym. Potem sobie wyszłam z psem, poczytałam, pogadałam z Lidzią, pomogłam jej z angielskim. Nawet sobie zdałam sprawę, że już mi pomału przechodzi ten cały Halt. Znaczy, lubię go i tak dalej... No, może troszkę tak bardziej...
Na dodatek wczoraj Zosia pożyczyła mi dwie książki. "Dwa serca" i "Powrót do domu". "Dwa serca" przeczytałam w jeden dzień. No co? około 180 stron. Króciutkie.
Na dodatek prezentacja na przyrodę, ozdoby na tablicę i wszytko... Na dodatek w poniedziałek ostatni próbny test. Wolę nie myśleć, co będzie za miesiąc... 4 kwietnia... Test.. Chyba się go tak nie boję, jak na początku. Wydawało mi się, że to coś strasznego w młodszych klasach. No i, było wolne. A teraz sama się muszę męczyć... Pani rozdawała dzisiaj próbne testy ostatnie. 36 punktów na 40. Tylko... Jak jak rozwiązałam tę matmę? o.O. Nie ogarniam...
Jeszcze tylko sprawdzić błędy i gotowe!


Ja to napisałam?!
I to też?!

I jeszcze takie coś:

Zachowaj spokój i ufaj swojemu płaszczu. Dosłownie. Kto czytał, ten wie. ;-)
A właśnie... Pisze się "płaszczu", czy "płaszczowi"?

W przygotowaniu

W przygotowaniu mam jeedneego długieego posta z em... kilku dni, ale nie mam czasu pisać, bo em... y... zaczęła się szkoła. Lekcje, testy, lekcje, prace domowe. Wiecie jak to jest. To tak... na razie tyle. Jak skończę to jedno zadanie z angielskiego, to jeszcze coś tam dopiszę i opublikuję, dobrze?  Paa:*

piątek, 1 marca 2013

Halt!

Oto mój pierwszy rysunek - tak duży w ołówku, z trzema osobami, przy tym jeden facet: mój Halt! Wiem, że to nienormalne, no ale cóż poradzić... Lubię takich: troszkę ponury, poważny, dzielny... Ach, cały Halt... No nie potrafię go opisać, więc... A, z reszta, zobaczcie sami... ;-)
P.S. Dziś byłam na Dniach Otwartych w jednym gimnazjum i teraz to jestem kompletnie rozdarta... Ale opiszę to później... Teraz tematem No.1 są Zwiadowcy i Halt!








Może troszkę za młody, ale co tam. I tak... n on jest Haltem, a to mi wystarczy


Początkowo ona miała być nieszczęśliwie zakochana w chłopaku z klasy i miała ich widzieć jak się całują, ale pomyślałam "e, za trudne... No, to może jak się przytulają?". Mama, jak zobaczyła, że ona płacze, to się zapytała "znów ktoś płacze?". No to zmieniłam  i jest Haalltttt!!!



Nie śmiejcie się, i tak nieźle wyszło. Myślałam, że Halt to będzie katastrofa. Muszę przyznać, że ta zakochana w Halcie to jest troszkę zinspirowana z Internetu, a reszta jakoś tak samo poszła... 

A Halt naprawdę wygląda tak:






A jak ktoś chce, to może sobie poczytać tutaj i tutaj. To, jakby co, dwie różne strony Int.