poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Em... Co...? To wakacje juz się kończą...? xD Czyli o Oazie i nie tylko. ♥

ej serio nie mogę usunąć tego śniegu sorry taki mamy klimat


*Przeciera oczy* 
O, czeeeeść! Nie było mnie już... około 7 miesięcy? xD Nie może być. xD
No i na dodatek kończą się wakacje...
A przecież przed chwilą się zaczęły...
A we wrześniu wszystko się pozmienia i nie będzie tych wszystkich fajnych osób z trzecich klas :(
I pani od muzyki.
I pana i pani od religii.
Szykoda.*

***

I wgl mieliśmy bardzo fajną wycieczkę. ^_^ Byliśmy w Murzasichlu i na Słowacji, i chodziliśmy po górach, i po zamkach, i jaskiniach, i na majowym byliśmy. ♥
No i jeździliśmy wesołym autobusem ('Hej, sokoły, omijajcie, góry lasy, pola, doły...' xD)...
Mieliśmy też samych fajnych nauczycieli: panią od matematyki, muzyki, polskiego i fizyki (nasza wychowawczyni). 
No i mieliśmy ognisko z kiełbaskami, na które porwałam od Marty gitarę *bo po co wieźć swoją, prawda?* i na koniec miałam wmuszone 3 kiełbasy z musztardą... ;_; bleeeeeee

***

Byliśmy w lipcu na oazie. Teoretycznie byłam w diakonii opiekuńczej, praktycznie dopiero od drugiego tygodnia. xD I w zamian na koniec dostałam koszulkę, czekoladę, breloczek i wierszyk ułożony o nas ^_^. I tańczyliśmy Belgijkę :3 A mojego brata "ugryzł" pies i nie wiadomo, czyj to był.  Na szczęście właściciel się znalazł i okazało się, że pies był szczepiony. A skończyło się tylko na zdartym naskórku. Bałam się strasznie o niego, bo to ja i Młody pierwsi bawiliśmy się z Mordą na naszym terenie (i my go nazwaliśmy Mordą xD). I dlatego później modliłam się no i wymodliłam.
Mieliśmy Exodus (wyjście). Jak wróciliśmy o 2 rano do domu, to stwierdziłam, że przez całe życie będę jeździła tylko na dwójki ^_^.
O 22.00 zebraliśmy się w jadali, wokół stołów, na których, na talerzach, położona była maca, nogi od kurczaka (oczywiście upieczone) i napar z ziół, tak gorzkie, że nie dało się tego wypić. ;_;
Dwie osoby przebrały się za Izraelitów ze ST. Zawiązałam na sobie swoje prześcieradło, a na głowę założyłam arafatkę, a wujek Alek założył sobie ręcznik na głowę, który trzymany był opaską do włosów. Po Passze, spożywanej na szybko i w ciszy, zostało zapalone ognisko, o taaaakie duże. Ksiądz z czyjąś lekką pomocą odpalił od ogniska świecę. Od niej z kolei były odpalone nasze małe świeczki. A duże pochodnie zostały podpalone tradycyjnie.
Poszliśmy do kościoła (a raczej do kapliczki pod gołym niebem). Tam były czytania  i psalmy.
Potem przeszliśmy przez most i udaliśmy się do rzeki, gdzie mieliśmy odnowienie przyrzeczeń Chrztu. Gdy szliśmy po tej górskiej wiosce, z dala od świateł miast, widać było idealnie Drogę Mleczną. Tego nie da się opisać słowami. Trzeba to po prostu zobaczyć. Właśnie w takich chwilach nachodzi mnie podziw, jaki Pan Bóg jest ogromny, skoro to ogarnięcie tego wszystkiego do dla Niego pikuś.
Następnie wróciliśmy do naszego domu, na Mszę Zmartwychwstania Pańskiego. 
Ujmę to tak: na drugim stopniu, w ciągu 15 dni przeżywa się najważniejsze jeszcze raz. Mam wrażenie, że także cały rok liturgiczny. Mamy Zwiastowanie, krótki okres Adwentu, potem Boże Narodzenie (był nawet Św. Mikołaj i prezenty ^_^ Ale taki prawdziwy św. Mikołaj, nie czerwony krasnal coca-coli), Wielki Piątek [a co za tym idzie Droga Krzyżowa (na koniec Krzyż został na wzgórzu)], Wielkanoc, Zesłanie Ducha Św. 

   Na Dzień Wspólnoty został przygotowany przez wujka i przeze mnie znak oazy (ogromny, czerwony Krzyż, na którym było Morze Czerwone (rozstąpione), a na piasku wypisane nasze imiona (rodzinami). Pod tym była nazwa miejscowości, rok i Foska (mojego autorstwa ^_^).
Po dokładnym pomalowaniu Krzyża miałam całe czerwone palce. ;_;)
Wybraliśmy też 'hymn'.  "Wygrała piosenka o jedzeniu". Kocham 1 i 2 zwrotkę :3
Wspomnianego dnia była bardzo piękna pogoda, gorąco, Słoneczko świeciło, było super. Oazy po kolei przedstawiały się. Jedna, młodzieżowa, opowiedziała o sobie w piosence na melodię "Ulepimy dziś bałwana?", na co Młody poinformował mnie, że to jest *kla-klą-kla-klą* (w sensie tykanie zegara xD); a druga miała przedstawienie. 

- Faraonie, wypuść nas z Egiptu!
- Nigdy!
*10 plag później*
- Idźcie sobie!
- No, nareszcie...
A potem podczas Mszy pogoda się zepsuła. Padało i grzmiało jak nigdy. Została podjęta decyzja, że nie ma sensu jechać na obiad, by zaraz tu wracać, więc w naszym aucie została otwarta linia produkcyjna kanapek. Mama, ciocia i wujek smarowali je masłem, dżemem, kładli ser i wędlinę, a ja nosiłam. Spódnica oblepiła mi nogi ciężko było szybko przejść  do kościoła, by kanapki nie zamokły. Dodatkowo w butach miałam basenik. Przez prawie dwa dni nie chciały wyschnąć. ;_;
Wciągnęłam się też w serię "Jeżycjady" M. Musierowicz. "Opium w rosole" było naszą lekturą, a "Szóstą klepkę" przeczytałam już dawno i bardzo mi się podobała.
Rozbraja mnie tylko dziewiąta część, a to z powodu imienia jednego bohatera. xD On ma bardzo ładne imię, nie żeby coś, ale kiedy zna się kogoś o tym samym imieniu, to wszystko nabiera nowego znaczenia. xD
No i przyjęłam Szkaplerz karmelitański. ^_^ Taki specjalny "medalik", co się nosi go cały czas. Może być materiałowy lub na łańcuszku.
A kto będzie miał na sobie Szkaplerz w chwili śmierci i jeżeli pójdzie do czyśćca, to w pierwszą sobotę po śmierci Matka Boża go zabierze do Nieba. ^_^
Aaaaa, byłabym zapomniała. Oczywiście, mieliśmy muzyczną, ciocię Anię, która grała fajnie, ale  gdy grało się razem, w połowie piosenki można się było skapnąć, ze ciocia gra to w innej tonacji xD. No i wracając do tematu, w połowie oazy ujawnił się wujek Michał, który od 10 lat gra na skrzypcach. I to jak gra! Po prostu szczęka opada o.O Poprosiłam go, żeby mnie trochę pouczył, pokazał, jak złapać skrzypce i smyczek. Na koniec "lekcji" powiedział, że skrzypce są w kaplicy (a z tego wynika, że pozwolił mi sobie pograć). No i w wolnych chwilach chodziłam sobie sama i grałam. ^_^ Udało mi się zagrać gamę G-dur, jak się później dowiedziałam, "Poszły w pole kurki trzy", "Marysia miała małego baranka" i tyle o ile "Lulajże, Jezuniu".
Po powrocie do domu okazało się, że sąsiadka mojej babci gra na skrzypcach, przebadała mi ręce, słuch muzyczny i powiedziała, że może mnie uczyć. Instrument też się znalazł (nie chcę na sam początek kupować swojego), więc... Może się uda! Dodam tylko, że od daawna się chciałam nauczyć (nie, nie dlatego, że Zuzia mi zaimponowała -.- chciałam grać, zanim jeszcze ją poznałam -.-). :D 
  
***

W ten czwartek już Pielgrzymka! Aż trzy nowe osoby, o czymś takim to nawet nie śniłam. xD W dodatku w tym roku mam śpiewać. xD Biedni pielgrzymi. xD Ale rok temu też śpiewałam i było... dobrze, więc... xD Byle do czwartku, byle do czwartku....

Baj, jak to mówi Młody, więc....
Bye! 
:*



PS. Jeszcze tylko dwa tygodnie bez geografii i informatyki... WHY?!





*Literówka popełniona celowo. ^_^