wtorek, 31 grudnia 2013

Czy tylko ja nie mogę usnąć?

Nie, nie, spoko, nie śpię w Sylwestra. ^.^ Ciii, wiem, nie ładnie. No ale zaczęłam już pisać posta, zapisałam w połowie, wyszłam. Po paru dniach włączam edytor i... BBUMM! Nie pamiętam, co chciałam napisać ;(

***

Od czego zacząć? Aha, no od początku może, czyli od filmu . Długo nie mogłyśmy zdecydować się z Kamą (dla niewtajemniczonych - moja kumpela z klasy ;) ), co sobie kupujemy na Boże Narodzenie i czy w ogóle. Wracałam z tatą do domu i widzę: "HOBBIT: PUSTKOWIE SMAUGA. OD 25 GRUDNIA W KINACH".
- Hej, Kamyk, a co powiesz na to, żebyśmy nic sobie nie kupowały, jako co tam chciałyśmy, tylko ja kupuję Tobie bilet, Ty mi i idziemy na Hobbita? Coś mówiłaś, że chcesz zobaczyć.
- No dobra. Mi pasuje ^.^
Dogadałyśmy się, że zamawiam z tatą bilety przez Internet. Przy czym jeszcze dołączyli się do nas rodzice Kamili, moja mama i Felix. Sara nas usilnie wypytywała, kiedy idziemy i czy może iść z nami (ale nie poszłyśmy razem xd).
Udało nam się zarezerwować miejsca 4 w 12 rzędzie i 2 w 13. My z Kamulcem porwałyśmy te wyższe. ^.^
Potem blokowałyśmy popcor "bo nam nie wystarczy do końca".




No ale film... Mimo, że napotykam teraz na różne opinie, że film nie ten teges i takie tam, mi podobał się bardzo, nawet bardziej niż pierwsza część (nad której opisaniem za bardzo się nie wysiliłam xD)!
Kili, Bilbo, Smaug, Kili, Legolas, Kili, Thorin, Kili, Gandalf, wspominałam już o Kilim...? 
Co chwila komentowałyśmy sobie to, co się dzieje na ekranie, ja piszczałam i w ogóle fajnie było. =>
Przy czym, kiedy próbowali wejść do Samotnej Góry, zaszło Słońce i NIKT z bohaterów nie mógł uwierzyć, że się nie udało. 
"Ostatnie światło Dnia Durina wskaże miejsce", czy jakoś tak. Ostatnie światło, ostatnie światło... KSIĘŻYC! No jasne! Aż chciało się krzyknąć: "Thorin, nie wyrzucaj tego klucza!"
Wróćmy do naszej początkowej prawie rozmowy.
- Ciekawe, gdzie jest Kili...
- Który to?
- Ten przystojny, co strzela z łuku... O ten. I tu jest. O, to on - co chwila go wskazywałam, a Kama mówiła "no wiem, który to, no wiem."
Potem z 5 razy stwierdziłam, że jestem tą rudą elfką (której imienia nie mogę i nie chcę zapamiętać) (miałam manię na "bycie kimś z filmu", kiedy byłam mała), a potem z 5 razy, że jej nie cierpię i że ma sobie iść od Kiliego do Legolasa. xd
Potem już tradycyjne love story (przy którym myślałam, że ją pociągnę za uszy z powrotem do lasu): on choruje, ona go leczy, gdy on się ocyka, widzi ją jako anioła i nie wierzy, że ona tu jest. Bla, bla, bla. -.-
Tak bajdełej, gdy Kili się rzucał od trucizny, to z Kamulcem chichrałyśmy:
- No zupełnie jak Halt. xD
- Tia, tyle że on zarobił w ramię, nie w nogę.
- Cii, taki detal.
Po chwili:
- No zupełnie jak Halt.
U, a potem Smaug. Stwierdziłam, że tego smoka i mojego psa coś łączy. Mają podobne podgardla, czy jak to tam się nazywa. xD
I potem końcówka... W takim momencie! [SPOILER] Przeogromna, wściekła jaszczurka przebija się przez główną bramę i leci do miasta, gdzie zostali Kili, Fili, ruda elfka, Bofur (wy też nie zdążyliście? xD) i jeszcze jakiś. Bilbo wybiega.
- Co myśmy najlepszego zrobili...

KONIEC.

Czarny ekran.

Napisy.

Ale jak to?! Na sali było strasznie cicho, przynajmniej tak mówi mama. Ja tam nie wiem, było cicho, a ja zaczęłam szeptać "Komórką było zadzwonić, że leci .-.".

***

Po filmie zabrałam rzeczy i pojechałam do Kamili. Zjadłyśmy obiado-kolację, "grałyśmy" w Horwse, napychałyśmy się pierniczkami i Jeżykami, zalewałyśmy sokiem, a ja rozgrzebałam kamulcowego minecrafta, żeby zmienić jej skina na bardziej normalnego, bo miała dość... dziwnego. o.O

Książków się namnożyło xD
Ej no... Nie przesadziłaś ciut z tym sokiem? xD




















Potem jeszcze tak ze dwie godziny oglądałyśmy let's playe z minecrafta (DRUUUKARKAAA SIIĘ PSUUUJEEE!! xD) i gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy.... A potem ja nie mogłam usnąć. Wierciłam się z prawego boku na lewy, z lewego na plecy i z powrotem na lewy. -.- Ale w końcu usnęłam, co można uznać za sukces. Na moim ostatnim nocowaniu u Agi nie spałam całą noc, usnęłam na mniej niż pół godziny nad ranem, na potem się rozchorowałam -.
Rano Kamila zrobiła nam śniadanie, dla każdej półtora bułki z białym serem, Kamyk taki hojny, wow. ^.^
Zaczęłyśmy czytać: ja nowiutkich "Zwiadowców", Kamila - "Drużynę". Cytuję "Drużyna jest fajna, ciągle tam się leją". Tak bajdełej, przed "Zwiadowcami" przeczytałam nowego FNiN'a, bo chciałam przeczytać coś lekkiego i śmiesznego (potem wyjaśnię, jak się ogarnę). Tak się jakoś złożyło, że przez całą książkę nie śmiałam się tak, jak przez 50 stron "Zwiadowców". 
Potem przyjechałyśmy do mnie, zostawiłyśmy rzeczy i poszłyśmy do Kościoła na Mszę. Potem obiadek i Kamyk musiał wrócić do siebie :(. A my zabraliśmy babcię i pojechaliśmy na budowę, pokazać, ile nam już domu zbudowali. ^.^
A teraz już sobie idę, zostawiam Wam: 

a) Kiliego i Filiego (niestety, nie moje): 
Taak, braciszku... :D

b) Fajową muzyczkę:



c) I życzenia:                    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NA 2014 ROK!












niedziela, 24 listopada 2013

Sorki .-.

Jestem. Dziwne, nie?
I teraz każdego  rozczaruję: NIE BĘDZIE POSTU. .-. Długiego postu. Nie mam czasu.
We wtorek rano mamy sprawdzian z Romea i Julii *Romiła i Żylety*, a ja przeczytałam dotąd 3 strony >.< Dodatkowo, jutro mam sprawdzian z mapy Afryki i muszę się uczyć, no i eliminacje na przerwie do konkursu o Tuwimie. o.O
Ej, no ale na serio, po co mi wiedzieć, że jakaś wyż. Bije leży w południowo-wschodniej Afryce?! Pani naprawdę wymyśla jakieś dziwne te obiekty. No i mówiła, że jak ktoś zacznie uczyć się dzień wcześniej mapy Polski, to nie nauczy się. Helloł, zaczęłam uczyć się około 21, na teście zrobiłam tylko jeden błąd. Można? Można!
Idę się uczyć i kończyć lekcje .-. до свидания, ребята.

A, no i w czwartek byłam na koniach. Koniecznie chciałam, żeby Kamila poszła ze mną, ale żeby pójść, musiała zrobić jeszcze jedną rzecz w domu i się przeciągnęło... Nie wiedziała, gdzie schować świąteczne lampki, więc od razu je założyła na okno-parapet. Zgarnęłyśmy toczek i pobiegłyśmy na autobus. Ciemno już było, a te dwie lecą na złamanie karku. Nigdy nie biegłam tak szybko, na dodatek z plecakiem obładowanym 2 tomami "Zwiadowców" (spoko, nie noszę aż tylu do szkoły >.<'). Nawet nie dopiłyśmy herbatki. T.T No i nie zjadłam obiadu do końca... Wbiegłyśmy do domu, szybko się przebrałam i usiadłam do obiadu, po drodze robiąc herbatę. Tata wszedł do kuchni.
- Nika, nie zdążysz, nie jedziemy już.
- Co?! Ja nie zdążę?! No, zobaczymy - zaczęłam napychać się kluchami.
- Teraz się bawię w Horace'a.
- Czemu...? Aaaa, już rozumiem. 
Ale spokojnie dojechaliśmy, Kamila pomogła mi wyczyścić Karinę, a pani instruktor pokazała mi, jak zakładać całe ogłowie, wędziła, nachrapniki, podgardla i inne takie. Ale mój kuń miał focha, jakoś nie chciała biegać. Ale ła, udało mi się ruszyć, zatrzymywać i skręcać. Muszę tylko coś zrobić z tym anglezowaniem, bo strasznie to słychać, jak opadam na siodło. >.< Potem Kamila uprosiła panią, żeby dała się jej chwilę przejechać na lonży no i galopowała. >.< Chcę już ten kolejny czwartek! T.T
Strzała, moja Strzała. Niby nie moja, bo stajniowa i publiczna, no ale moja.
    P.S. Czy mówiłam już, że moja pani od angielskiego czytała "Zwiadowców"?

poniedziałek, 21 października 2013

Jak wymyślę jakiś tytuł, to ten zmienię .-.

Z powodu braku... nawet nie wiem czego... Ambicji twórczej? Natchnienia? Postanowiłam zrobić jako taki porządek od strony "technicznej" bloga i pousuwać niepotrzebne Wersje robocze. I, tak jak obiecałam już jakiś czas temu, wstawię jakieś okruszki, które zaczęłam i nie skończyłam (i nigdy nie skończę xD).
Prosz:

***
4 kwietnia 2013

Nie wiadomo, na co on komu i po co. Do gimnazjum się nie liczy. Oddanie TYLKO podpisanej pracy = zdanie egzaminu. Chyba.
 Ten test był dzisiaj. Nie zazdroszczę Martynie - test w urodziny.
Wczoraj kupiłam z mamą długopisy czarne, spodnie (też czarne), bluzkę i rajstopy/rajtuzy. Jednak z tego zestawu nic nie wyszło. Wzięłam w końcu białą bluzkę z Komunii Felixa, czarną spódniczkę, uniwersalną, czerwony żakiet i buty ze ślubu cioci. Na dodatek te felerne rajstopy. Rano je rozwijam z opakowania, a tam... coś jak mini - podkolanówki. Dla 5 latki. Rozciągnęły się, tak tylko trochę. Podarły się w szkole, więc zmieniłam je na inne, ciemne, które podarły się przy zakładaniu. Siedziałam w podartych rajstopach.
W mojej sali zespól nadzorujący to

***
  Znów 3 tygodnie zaniedbania... Nie miałam czasu, oceny trzeba było wyciągać. ^-^
Już zaraz koniec roku szkolnego, trzeba się będzie pożegnać z naszą klasą... Myślałam, że nie będzie tak smutno, no po prostu się pożegnamy, i tyle. Jednak im bliżej 28 czerwca, tym częściej zaczyna mnie łapać smutek. Nieważne, że z niektórymi czasami się nie dogadywałam, że nie utrzymywałam z niektórymi kontaktu, nie odwiedzaliśmy się. Ale byliśmy przez te 6 lat jedną klasą i ciężko się będzie przestawić.
  Większość mojej klasy idzie do jednego gimnazjum. Ostatnio byłam u mojej koleżanki, co chodzi do tej szkoły i mówiła, że tam jest nie za ciekawie... Np. jest taka dziewczyna, która "zna się na modzie". Podchodzi do Ciebie, unosi ręce do góry, na wysokość klatki piersiowej, zaczyna machać palcami, i mówi takim słodkim głosikiem: "Kotku, to Ci nie pasuje, zdejmij to lepiej". Przynajmniej tak to Julka zaprezentowała. Powiedziała też, że do tego gimnazjum, gdzie ja idę, chodzą jej koleżanki i że tam jest "fajna atmosfera, fajni ludzie, fajni nauczyciele, nie ma chorej rywalizacji i podziału na 'gorszych i lepszych' ".

***

Dzisiaj kończę 13 lat. ^-^ Jaka ja jestem stara. Nie no, tak sobie dworuję.

***

Hej, jak Wam mijają wakacje? Ja siedzę w domu i Uwaga, zmiana statusu: *Czekam na Pielgrzymkę!*

***
  I teraz już na serio (ale krótko, bardzo krótko): nie mam czasu praktycznie na nic, nawet na czytanie i rysowanie (przesadzam - mam kiedy czytać). Ale w wolnej chwili postaram się opisać coś, co niektórzy może uznają za nudę do kwadratu, ale dla mnie to ważne, nawet bardzo. Um: Pielgrzymka Dos: Kontakty międzyludzkie, międzyklasowe i międzyksiążkowe (a raczej jednoksiążkowe). I teraz taki dylemat: czy opisać wszyyyystko za jednym zamachem i stworzyć coś naprawdę wyczerpującego, czy też rozbić to na mniejsze posty?

Lady.

P.S. To ostanie napisałam teraz, tak żeby nie było xD

piątek, 4 października 2013

SOS, pomocy! Zgubiliśmy się...

Joł!
Jak tam pierwszy miesiąc nauki? Załóżmy, że u mnie naaawet nieźle, nie licząc trójki z biologi i polskiego.... Ale dobra (tak na marginesie się pochwalę - dostałam 6 z wf o.O), zostawmy budynek szkolny i przenieśmy się na zachód, w okolice Warty.
No dobra, ale co ja tam robiłam?
Zaczniemy od początku:
Jakby było mało, że lekcje kończymy ok. 14, więc w domu jestem około 15, to jeszcze chodzę na parę kółek. Muzyczne, Caritas i matematyczne. No i właśnie dlatego, że nasza matematyczka razem ze swoją klasą  i z panią od historii jechała dzisiaj na rajd historyczny organizowany przez IPN, zdecydowała, że osoby z naszej klasy chodzące na koło mat. też mogą pojechać, jako wyróżnienie. No OK, świetnie, lubię chodzić, 17 kilometrów to dla mnie pestka. I tak się złożyło, że jechała nasza piątka: ja, Kamila, Sara, Karolina i Basia. Miałyśmy mieć zbiórkę o 8.10. Tia, piknie... Autokar przyjechał po godzinie. PO GODZINIE. Godzina stania w 10 stopniach na dworze. Dopsz, jest autokar. Wsiadamy. Jedziemy do jakiegoś faceta, który ma kolekcję (?) aut z czasów II Wojny Światowej. Kilka czołgów, limuzyny ważnych państwa, nawet samolot ze skrzydłami przegryzionymi przez szczury. Zimno jak nie wiem. Przytuliłyśmy się z Kamilą i starałyśmy jakoś się ogrzać. Stanęłyśmy na słońcu i jakoś dało się wytrzymać. Przez lukę w tłumie zobaczyłyśmy, że na jednym czołgu siedzi kot.
~ A teraz przejdziemy do podstawowego wyposażenia czołgu.
- Kama, kot? ^^
- Taak xD
Tak szczerze, to mnie motoryzacja tak bardzo nie interesuje. Dobra, OK, czołg, gdyby można się było jeszcze nim przejechać, to rozumiem. Jednak nie widzę nic ciekawego w staniu i przypatrywaniu się lufie lub gąsienicy (bajdełej, czy wiedzieliście, że taka gąsienica waży około tony? chyba...).
Następnym, najciekawszym punktem było przejście przez las, czyli "rajd właściwy". Kierowca wyrzucił nas w uroczej miejscowości Lasek, dostaliśmy dwie mapy i musieliśmy iść zgodnie z trasą na niej zaznaczoną. Idziemy, pięknie, ładnie. Już jest dobrze, a tu... Kto musi się załatwić? Dziewczyny (raptem max 5) pobiegło w krzaki, potem chłopcy. Inna grupa nas wyprzedziła. Tak, jasne, idźcie sobie! A my się pójdziemy zgub[SPOILER].
Idziemy. Idziemy. Ja i Kama śpiewamy. A to "Czerwone maki na Monte Cassino" (jest lans, mój pra-stryjek tam walczył), a to "Piechota", a to "Rozkwitały pąki białych róż". Wyszło coś ten tego...  Zgadujcie, który głos to ja.^^


[Dodam później, więc uzbrójcie się w cierpliwość T.T]


Rozstaje. Super. W którą stronę mamy iść? Poszliśmy tutaj, nieee, cofamy się. Dalej idziemy. Nie, przeszliśmy kawał drogi, ażeby stwierdzić, że tam zaraz jest jakaś ważna, duża droga i nie tędy droga (gra słów, co nie?). Koło ścieżki leżały badyle (bo patykami tego nie można nazwać xD) i sobie szukałyśmy jakiegoś odpowiedniego. Sarę bolała noga, ta, na którą miała operacje i Koniu (czyli Kamila) znalazła jej  odpowiedniego kija, który i tak poźniej był wyrzucony. My wymieniałyśmy się takim długim kijem, z którego miałam plan zrobić łuk. Sorry, przepadł. Błądzimy. Błądzimy. I jeszcze raz błądzimy. Przez 4 godziny. Jest po 14, a ja mam wrażenie, że jest koło 16. Wszyscy padają, tylko ja oczywiście nie (hardkor). Ja, Kamila i Sara gadamy o Zwiadowcach (- Strzała została zagryziona przez lwa. - Yhumfuym [to była Kamila i jej śmieszne dźwięki xD]). Panie zarządziły krótki postój, żeby sie jakoś zdzwonić z tymi "na górze".
- Nika, psss, słyszysz?
- Co mam słyszeć?
- No posłuchaj, słychać coś.
Wytężyłam słuch, zgodnie z prośbą Sary. BrrrWrrrm Toż to dźwięk silnika! [Tak, wiem, przeczę sama sobie]
- Ty, rzeczywiście. Ej, cisza!
Uciszyłam pierwszaków i zaczęliśmy nasłuchiwać. BrrrWrrrm.
- Proszę pani, gdzieś obok jest ulica! - wskazałam reką kierunek, z którego dochodził dźwięk.
- No tak, tyle że to nie w tą stronę. A poza tym dźwiek może się nieść, a ulica będzie gdzieś daleko - zaoponowała pani Ania.
Eh, no dobra, idźmy...
- Nika, słuchaj dalej! - zawołała Sara.
Słucham. Słucham. Słucham. Jest tam. Zbliża się. Widać ruch. Jakiś samochód. Tfu. Za duże jak na samochód osobowy. Traktor. Ogromy. Jedzie w naszym kierunku.
- Proszę pani! Proszę pani! - piszczymy. - Traktor! On tu jedzie! Mówiłyśmy, a pani nie wierzyła!
Traktor zatrzymał sie. Panie poprosiły tego pana kierowcę, żeby nam pokazłan na mapie, gdzie jesteśmy i żeby nas doprowadził do ulicy. Powiedział, że możne nas podprowadzić do główniejszej drogi, ale dalej już nie. Poza tym nasze nauczycielki poprosiły o najszybszą trasę, bo "dzieci już są zmęczone. *Kto jest zmęczony, ten jest* Doszliśmy do tej uliczki. Samochody dwa, trzy przemknęły. Jedzie kolejny.
- Z drogi! Zejdźcie na pobocze!
Zauważyłam, że kierowca auta za szybą ma taką samą mapę, jak nasza.
- To nasi! To nasi!
Wszyscy zaczęli się cieszyć, bo to znaczyło, że cywilizacja jest już blisko. Niestety, Kama i Sara musiały podjechać, bo już nie mogły iść. Jak wspominałam, Sara miała operację na kolano, a Kamila kiedyś spadła ze słomy na klepisko i złamała sobie nogę. Teraz, po długim marszu, mogła odczuć skutki złamania.

***

Zrobiłam słodkie oczka do pani Ewy i się spytałam, czy mogę teraz ja nieść mapę. Zgodziła się. Łaaa. Niosę mapę. Jaki lans. Właśnie, ciekawe, co później trzeba będzie zrobić z tą mapą... *wymyśla plan*
- Proszę pani, a co później będzie z tą mapą?
- A co, chcesz ją?
- No tak...
- No to możesz ją sobie wziąć.
UUUU JUPI! Mam mapę, aha, aha. Na własność, aha, aha.
Ufff, asfalt. Nasz autokar. Wracamy. Przy drodze widzę znak Włyń. Zaraz, moment.... ŻE WHAT?! O ja pierdykam, gdzie nas wywiało?!
Minęliśmy jedną grupę i zaczęliśmy im machać.
Dojechaliśmy do Warty. Poszlismy na cmentarz żydowski i do kościoła oraz klasztora. Tam mieliśmy krótkie preleckje, a potem losowaliśmy karteczkę i musieliśmy wpisać na kartę odpowiedzi answer na wylosowane pytanie. Minęliśmy 3 czy 4 punkty. Faaajnie.
Przy okazji, zrobiłam takie coś. Wysiadamy z autokaru i idziemy. Odwracam sie do Kamili i mówię:
- No choć, padlino. Och nie, jechałam padlinowozem. Tego to się nawet sama po sobie nie spodziewałam! Co ja najlepszego zrobiłam!
W szkole (to chyba liceum było) dostaliśmy żurek *a nie, bo krupnik* *żurek*
 Potem poszłam z Kamilą na konkurs historyczny o II Wojniie Światowej. 3 pytania miałam źle. Kurde.

  1. Jak potocznie jest nazywany pakt nieagresji między Niemcami a ZSRR?
a) pakt stalowy
b) *tego nie pamiętam*
c) pakt Ribbentrop - Mołotow
d) oś Berlin - Moskwa

No jasne, że c! Oś Berlin - Moskwa to wydaje mi sie że to było coś z walką. Potem ogarnęły mnie wątpliowści, ale niech już tak zostanie.  *to akurat miałam dobrze*

      2. Ostatnia bitwa w 1939 r. odbyła się pod:

a) * nie pamiętam*
b) Kockiem
c) Mokrą
d) Bzurą

D - Bzurą. Ewentualnie Mokrą. Stop! Dziewczyno, trochę logiki! Przecież Bzura to rzeka, Mokra chyba też. Gdyby chodziło o rzekę, to by było napisane "nad"! Czyli zostaje Kock. Tym bardziej że tą nazwę zapamiętałam z tego, co na śpiąco wczoraj czytałam.
Później pomyliłam "Krainę Warty" i Dekret, Dyskryt Poznański, czy jakoś tak. Kamila obstawiła den Decośtam Poznański, a mnie to się wydawało dobrą odpowiedzią, bo "Kraina Warty" to trochę za bardzo poetycko, jak na Niemców. Później jeszcze napisałam, że premierem Polski byl Bolesław Wieniawa, a prezydentem - Władysaw Gomułka. Nigdy chyba nie zapomnę miny pani Ewy, gdy pytałam się o poprawną odpowiedź i powiedziałam, co napisałam. ;_;
Potem dostaliśmy cukierki w wieeelkiej torbie i dyplom uczestnictwa. Nic więcej nie wygraliśmy. :/
A gdy wracaliśmy do domu, mi i Kamili odbiło (no nie, Lidka? xD *zadzwoniłyśmy do niej*). Śpiewałyśmy różne piosenki (kontynuowałyśmy zaintonowaną przez licealistów "Tę, która tańczy dla mnie") i wygłupiałyśmy się. Na koniec ja położyłam się Kamie na kolanach i wyglądałam przez okno do góry nogami. Nie mogłam przełknąć śmiechu. A potem mamrotałam coś w stylu: "Kamila, kyga HaM naUmbl?" i "Kamila, mbl kyga?" czyli "Kamila, куда нам пойти?" i "Kamila, мы куда?". A jej się coś stało i prawie że usnęła ;_;

Padam. Dosłownie. I w przenośni.

Branoc.

Wasza Zwiadowczyni nr 3.

PS. I-haha, patataj! Byłam na koniach! Musiałam angelyzować, dotykać konia za uchem, wychylacjąc sie z siodła, przy nodze i przy ogonie.
- A teraz się wychyl i dotknij jej ucha!
- Ale jak to? ^^
No i "moja" Strzała się obraziła, bo nie miałam dla niej nic słodkiego. T.T Powiedziała mi to. "No to foch".

P.S. I bardzo dziękuję jeszcze raz Aynui za słowa uznania :*.


Jeżeli jest nieskładnie, to przepraszam, ale chciałam to napisać, jak jeszcze wszystko jest świeże. T.T ^^

czwartek, 5 września 2013

Witaj szkoło na wesoło...

No to wakacje mamy już za sobą... Czas wrócić do normalnego trybu dnia: pobudka o 6 rano (przesadzam, 7.30), śniadanie, umyć się, wyjść z psem, i do szkoły... Jak wiadomo, 2 września zaczęłam 1 klasę gimnazjum. Muszę dojeżdżać autobusem do szkoły... Tata mógłby mnie podwozić, ale... Po co mam jechać do szkoły na 7 czy 8 rano, jak lekcje zaczynam (nie licząc wtorku - za piętnaście ósma) w pół do dziesiątej?
Jeżdżę sobie, czasami będzie ktoś znajomy, czasami znajomy tylko z widzenia. Np. kojarzę, że do naszej szkoły chodzi taka dziewczyna: krótkie brązowe włosy, czarna koszulka - obowiązkowo, krótkie, czarne spodenki, czarne rajstopy i jagodowe creepersy... Jagodowe, bordowe... Nevermind. Ona jeździ "ze mną" autobusem. Ale... no jak można nosić traktory, czołgi na nogach, ja się pytam?! Martensy to nie czołgi... To Martensy :D Mimo, że wolę w nich jeździć (czuję się bezpiecznie xDę), to dzisiaj jechałam w tenisówkach i przeżyłam. xD "Kanar" poprosił o bilet, psze bardzo... Tylko czemu akurat teraz, kiedy muszę się zbierać do wysiadania? Pokazłam, spoko, teraz tylko wysiąść, dojść i jupi! Jestem. Same znajome twarze (przynajmniej w klasach starszych). Widziałam też Lili z angielskiego, teraz bym go nie poznała... Urósł (że WHAAT?!) i ściął bajerancką grzywkę. Ogólnie wygląda jak człowiek, w końcu. Z klasy znałam tylko 2 osoby, przy czym jedna mnie wystawiła do wiatru z tą drugą... Miało być tak, że ja i Ona (jedna to Ona, druga to Nią) idziemy razem do szkoły, codziennie jeździmy razem, razem siedzimy, razem spędzamy przerwy, razem gadamy, razem wracamy. Ale Ona już pierwszego dnia zaczęła siadać z Nią, na prawie każdym przedmiocie. Jak usiadły razem na polskim, to ja usiadłam obok takiej dziewczyny, która siedziała przed nimi, sama. Zapytałam:
- Mogę się dosiąść?
- Tak, oczywiście.
- Cześć, Nika jestem.
- Kamila.
Teraz pewnie wszytkie fanki Pamiętnika Nastolatki się zbulwersują: "Kamila?! O nie! Uważaj na nią!" "Yyyy, tylko nie Kamila!". Ale osso Wam chodzi?! [SPOILER] To, że postać literacka w książce nieźle namieszła, to nie znaczy, że wysztkie jej imienniczki są takie, jak ona! Ta Kamila jest akurat fajna. Razem sobie siedzimy, gadamy na przerwach, chodzimy do biblioteki, śmiejemy się, rysujemy... A propo rysowania. Tak se - sobie bazgrałam w Teoretycznie Możliwym Notesie z FNiN'a, a Kamila zapytała, czy może coś narysować. No spoko, rysuj. Tak zaczęła coś bazgrać, po czym wsunęła ołówek w notes, zamknęła go i podsunęła mi.
- Dokończę rysować później, ok?
No dobra, zobaczę co naskrobała. Otwieram i .... Uwaga, tego się nie spodziewałam. W rogu kartki widnieje taka mała głowa konia, ale... można powiedzieć, że... hmmmm... idealna? Idealna, jak na rysowanie bez cieniowania, bez sieści, włosów, tak na szybko? Zaczęłam gadać, że fajnie rysuje, prosić, żeby mnie nauczyła rysować konie (nie umiem ;_;) i wgl. Pokazła mi, jak rysować nogi. W moim zeszycie od historii prowadzimy projekt "Rycerz i jego koń". Nazwę wymysliłam na poczekaniu. Ona rysuje konia, ja rycerza. Zabrałam się za rycerza, mam zarys, tarczę, zaczynam cieniować hełm. Jestem ciekawa, co z tego wyjdzie, hi hi. >.<

Lidka wróciła,  w sobotę może się spotkamy. :) No i wracają lekcje pianina! Mam nadzieję, że moja mentorka nie będzie miała tego za złe, że ćwiczyłam co innego, niż trza było...

A, no i rosyjski najlepszy.

A co w następnym poście? Mam kilka zaczętych cusiów, to może je wkleję...? Postaram się też opisać kilka zabawnych sytuacji z polskiego, muzyki, religii. Niby początek roku, a nasza klasa już zaczyna z odpałami. Mam taką nadzieję, że niedługo już wszyscy się zintegrujemy do końca i będzie git.

No i dzisiaj wsiadłam do złego autobusu, musiałam iść kawałek do domu. A różnica była tylko w jednej liczbie...

Dobranoc.



No właśnie 8-8

piątek, 26 lipca 2013

Jakby to powiedzieć... Wakacje?! o.O

29 czerwca, Sobota

Jestem w Rabce ^-^.
Wyjechaliśmy ok. 10 rano. Nie będę się za bardzo rozpisywać o pierwszej części drogi - po prostu albo słuchałam sobie muzyki, albo oglądałam (nie pomyliłam się) sobie książkę. Bałam się za nią zabrać, bo... bo tak. Jaka książka? No oczyyywiścieee, cóż by innego - "Zwiadowcy. Księga 11. Zaginione Historie". Co z tego, że nie przeczytałam jeszcze 8, 9 i 10 części? I tak z grubsza wiem, co się wydarzy. A poza tym, tom 11 to są opowiadania, jednak mają wpływ na to, co jest lub będzie w książkach.
Dojechaliśmy do Częstochowy. Ciii, ogar, wytrzymałaś 10 miesięcy, to wytrzymasz i dwa... Zobaczyłam już wieżę klasztoru... JESTEM W DOMU! Na parking przy Jasnej Górze podjechaliśmy mniej więcej tak, jak wchodzi Pielgrzymka, przy czym spieraliśmy się z rodzicami, co w jakiej tonacji zaśpiewać.
- Zbliża się do nas, idzie polami, jak Słońce złocista, jak biel przejrzysta... Gwiazdo śliczna, wspaniała...
- Nika, wyżej, wyżej! Gwiazdo śliczna, wspaniała... Idzie w sukience, jak w perle szacownej...
- Nie, ja tego tak nie zaśpiewam! Pozwól mi przyjść do Ciebie...
(Coś gadamy, już nie pamiętam, co)
- Nika wczoraj cały wieczór to przecież śpiewała...
No jasne, ćwiczyłam, żeby jakoś znośnie mi wyszło. W domu, jak sobie sama ustwiałam tonację, to jeszcze jakoś tako wychodziło, biorąc pod uwagę moje zdolności wokalne. Jednak, kiedy mam śpiewać w chórze, to odpada...
Weszliśmy do Kaplicy. Akurat była Msza, więc nie zostawaliśmy. Zrobiłam sobie zdjęcie Obrazu, żeby mi starczyło na dwa miesiące...
Poszliśmy do Wieczernika, do spowiedzi. Niby kolejka krótka, wszystko pieknie ładnie... Łącznie z obiadem w Claramontanie, który trwał ok. 20 - 30 minut, spędziliśmy w Częstochowie ok. 2 godzin. Dojechaliśmy do Sosnowca i tak się wszystko zaczyna. Hołowczyc zamilkł, więc włączyliśmy GPS'a na telefonie mamy. Potem tata próbował go jakoś ruszyć, ale nic. Według mnie, on się po prostu zakochał w tej kobitce, co jest w mamy GPS'ie. No i jedziemy... Zgubiliśmy trasę, bo mieliśmy pojechać delikatnie po skosie, a pojechaliśmy prosto. Potem szukamy drogi, żeby zawrócić.
"Skręć w prawo, potem w lewo". Skręcamy w prawo, wszystko pięknie, ładnie. Zaraz potem skręciliśmy w lewo i... znaleźliśmy się na jakimś parkingu.
- Tato, miałeś skręcić w lewo, to znaczy w ulicę, a nie w parking!
- No, ale tu było lewo!
<faceplam>
W końcu udało się nam jakoś wyjechać na dobrą trasę. Już prawie pod koniec drogi przejeżdża się przez taki most, nad taką szeroką doliną. Cudo!
Tuż przy wjeździe do Rabki Mały usnął. Czemu dopiero teraz? Od Częstochowy nie spał i marudził, od czasu do czasu. Tzn., nie marudził, kiedy dostał kubeczek z wodą, butelkę i zderzając je ze sobą, zalewał siebie i mnie... -.- Jeszcze droga powrotna...
A nasz ośrodek, pensjonat, dom, hotel - efekt WOW!
Dom Rekolekcyjno - Wypoczynkowy z zewnątrz wygląda normalnie, jak pensjonat, tylko okienka wyglądały tak licho...
No nic, pożyjemy, zobaczymy.
Wchodzimy do pokoi (mamy dwie "dwójki")...
Nie za duże, przytulne ładne... Kolor - ni to pomarańczowy, ni to złoty... Ciepły, tak, jak lubię. Mały stolik z kubeczkami i butelkami wody, kredensik, telewizor, łóżka, szafa, mała łazienka, co prawda na jedną osobę, ale ujdzie. a te okienka... Z środka są bardzo ładne, drewniane, proste, troszkę kojarzą mi się ze średniowieczem. W sumie... ostatnio wszędzie widzę średniowiecze. ^-^
Klatka schodowa jest biała, na korytarzu stoi klatka z papużkami. Jadalnię mamy na razie na świetlicy, bo jutro jest Chrzest w tym domu i jadalnia jest pilnie potrzebna. Wokół domu jest taki mały parczek. Ale o tym jutro.

30 czerwca, Niedziela.

Za dwadzieścia minut północ. Nie poczytam już. No trudno.
Od rana byliśmy w kościele. I JOŁAŁ. Jeden z najładniejszych kościołów, w jakich kiedykolwiek byłam! Drewniano - kamienny, zrobię zdjęcie. Po Mszy poszliśmy do parku. Były jakieś zawody, my poszliśmy na plac zabaw. Wisiałam sobie na drabince, robiąc nietoperza.
Wróciliśmy do domu, poczytałam sobie, po czym naszła mnie ochota na spacer po parczku. Zielony płaszcz, ciut za mały kaptur i rozwalony zamek - muszę sobie kupić nowy.
Spaceruję sobie tak, spaceruję... Nagle - zwrot! Jakaś kamienna ścieżka wśród ścieżek z kostki... Muszę zobaczyć, co to. Ymm, huśtawka ogrodowa! Loff, loff, loff. A co to?
Tak pomiędzy drzewkami stoi sobie domek. Drewniany. Ze spadzistym dachem. Z gankiem, z kamiennymi schodami. Moja pierwsza myśl - no, dobra, myśli: TODOMEKZWIADOWCYJAKTOMOŻLIWEMUSZĘWEJSĆDOŚRODKAJANIEMOGĘTODOMEKHALTAJATEŻTAKICHCĘTENDOMEKJUŻJESTMÓJNIEWYJDĘSTĄDLOFFZWIADOWCYZWIADOWCYZWIADOWCY
W środku tylko jedna mała izdebka, która zajmowała cały parter i drabina na strych, który kończy się w połowie parteru. Stoi sobie basen z piłkami. Niby dla małych dzieci, bla bla bla, ale po kolacji z Felixem bawiliśmy się tam z godzinę, piszczeliśmy, rzucaliśmy w siebie piłeczkami (trzeba to było potem pozbierać) i zakopywaliśmy się w nich, nawet robiliśmy sobie zdjęcia i ja bardzo mądrze po prostu położyłam obok siebie telefon... Spookojnie, znalazłam go.
Poszliśmy też do Rabkolandu. Jest London Eye, na który pójdziemy, jak będzie ładna pogoda, gokarty, i wiele, wiele innych. Najgorszy jest ten Dom Strachów. Jakieś zakrwawione diabły, upiory, czaszki, zombie.. Brrr.
Jeszcze 4 minuty.  Dopiero teraz miałam czas, żeby na spokojnie usiąść i popisać. 

3 minuty. Oczy mi się kleją. Idę spać.
2 minuty.

ZzzzzzZzzzzZzzzzzzz......

***

Brawo ja. Jestem genialna. Mądra. Oświecona.
Żartuję. Albo nie.
Sama nie wiem.
Za to miałam dwa tygodnie na pisanie. DWA TYGODNIE. No dobra, tydzień, odejmując ten czas, gdy wieczorami siedziałam na stołówce z Julką i Anią. TYDZIEŃ. I nawet nie tknęłam się do pisania.
Już dawno wróciliśmy. Teraz siedzę u Babci, Felix poszedł na plac zabaw. W telewizji puszczają "iCarly". Już widziałam ten odcinek. Jednak Spencer wymiata. ^-^
Ale wracam do tematu. To było mniej więcej tak: pojechaliśmy sobie jednego dnia do Krościenka, na Kopią Górkę. Odwiedziliśmy jakąś znajomą rodziców, która tam mieszka. Tylko jest jedno ale: nie wiadomo, kiedy ta ciocia mówi prawdę, a kiedy żartuje. Chociaż ta historia, którą nam opowiedziała, na pewno jest prawdziwa. Może ciężko w to uwierzyć, że młoda osoba może tak odpowiedzieć przełożonym (jeżeli tak to można określić). A to było tak: ciocia jechała na oazę i zatrzymała się u swojej koleżanki, która była świadkową Jehowy. Przyjechała do niej, a tam już czekali inni świadkowie i zaaranżowali spotkanie, żeby ją "nawrócić". Zaczęli atakować ciocię różnymi ich "prawdami", od którym aż pęka głowa. Kiedy przyjechała na oazę, organizatorzy spytali się:
- Skąd przyjechałaś, dziewczynko?
Ciocia uśmiechnęła się szeroko i oznajmiła:
- Z piekła.
Ale to jest straszne: ci świadkowie nie mogą czytać innych książke, niż Biblia. Jednak ją tez czytają jakoś dziwnie. Każde zdanie interpretują inaczej. Na przykład takie: "Boga nie ma". Jakby nie było, jest takie zdanie w Biblii. I tym oni sie kierują. Jednak... Nie interesują się tym, że werset wyżej jest napisane coś w stylu: "Nie wołajcie zatwardziałe serca: Boga nie ma!". Nie no, naprawdę im współczuję: żadnych książek przez całe życie?! Żadnej "Ani z Zielonego Wzgórza", żadnych "Felixów, Netów i Ników", żadnych "Zwiadowców"?! o.O
A później, w sobotę, przyjechały Ania i Julka. Najpierw pograłyśmy trochę w badmintona, później ja, one, Felix i taki Kuba graliśmy w państwa - miasta. Byłyśmy razem w grupie, chłopcy razem. Czekałyśmy, aż oni dokończą, a w tym czasie wzięłam sobie kredę i zaczęłam pisać na murku "Zwiadowcy", "Halt" i takie inne. Dogadałyśmy sie z Anią, mniejsza z tym, jak, że: ANIA. ULUBIONA KSIĄŻKA: ZWIADOWCY. ULUBIONY BOHATER: HALT ("kto nie lubi Halta?"). Pomyślałam "już Cię lubię". Później co wieczór siedziałyśmy sobie do 22 na stołówce i gadałyśmy o książkach, czytałyśmy, grałyśmy w Monopoly i karty. Dodatkowo zwijałyśmy się ze śmiechu. Przykład? Ktoś dzwonił do Julki, odebrała i powiedziała:
- Halo? Tu pralnia.
Ania wzruszyła ramionami i mruknęła:
- Jak do mnie ktoś dzwoni, to odpowiadam "Zakład pogrzebowy". Później dzwoniłyśmy tak do niektórych i oferowałyśmy sprzedaż trumny. U mnie wypadło, że zadzwonię do Agi. No dobra, wybrałam ją, bo wiedziałam, że: a) raczej odbierze, w przeciwieństwie do Lidki, b) ma poczucie humoru i powinna zrozumieć. Nie zrozumiała (przerywało, tam był strasznie mały zasięg), więc wysłałam wiadomość: "Umarłaś. chcemy Ci sprzedać trumnę lub pralkę z Tesco. P.S. Polecam płatki śniadaniowe z ketchupem. Pycha."
O cho chodzi z tymi płatkami? Już tłumaczę. Na stole stał ketchup z kolacji. Natomiast na innym stole stały płatki, które można było zjeść na śniadanie. Przyniosłam sobie kilka i zaczęłam je maczać w ketchupie. Ania właśnie rozmawiała przez telefon i zobaczyła co robię. Wyglądało to mniej więcej tak:
- Bla bla bla bla... Smacznego, Niko.
Kiedy mówiła "Smacznego", zrobiła zrozpaczoną minę i uniosła kciuk do góry.
Dodatkowo, razem z Kubą obejrzeliśmy "1920. Bitwa Warszawska". Film był... nawet fajny. Trochę szybko minął. Ania i Kuba spoilerowali nam, ale za to nie musiałyśmy patrzeć, kiedy jedna babka została zgwałcona lub jak jednemu facetowi szczury zjadały twarz. Jednak obsada była świetna. Krzysztof Globisz jako Kanonik Adamski, Łukasz Garlicki jako ks. Skorupka. Ale jak ten ostatni ginął to się prawie poryczałam...
Dziewczyny ułożyły też piosenkę o Kubie i jego babci, na melodię "Want U Back". "Heeej, Babcia Janina tu jeeest...".
***

Hah, uwielbiam ten serial. xD Big Time Rush. Zespół, jako zespół, to wolę One Direction (muszę pójśś na film, bez dwóch zdań), ale serial jest super, po prostu genialny. *-*

***

nvkzjvnsldnvso;dv dfjodicjvadvmdoiv Kurczę, kurczę, kurczę! Kate urodziła synka!!!!!!!!!!!! Ja tam ją lubię i bardzo się cieszę. Dzisiaj cały dzień mówiłam na Małego "Royal Baby". xD
Byłam też dzisiaj u mojej przyjaciółki. W ramach mojego odchudzania postanowiła mnie wyćwiczyć. Przegoniła mnie kilka razy wokół boiska i aż taka mnie kolka złapała, że nie mogłam się ruszyć. Chciałyśmy też namówić nasze mamy, żebym ja spała dzisiaj u Marty, albo ona u nas. Niestety, możliwe to będzie dopiero w przyszłym tygodniu z powodów losowych (nie wiem, czy to takie było określenie, no ale trudno).

***

Nie mam pomysłu, żeby to jakoś zgrabnie zakończyć, więc...
KONIEC
i jeszcze jakiś ładny obrazek, żeby nie było... O, już wiem. Patrzcie, jakie trafiło mi się Frugo... (Przeterminowane 3 dni, na pewno umrę T.T)



W razie wątpliwości: WSZYSTKO na etykiecie było napisane po angielsku.

P.S. To jak w końcu Kuba miał na imię? Paweł czy Grześ? 





Z OSTATNIEJ CHWILI: 
Chcem już *-* Znaczek jest Boski!

piątek, 28 czerwca 2013

Wakacje... CZUJESZ TO?! Bo ja nie... .-.

"- Żegnajcie, oboje, Będę bardzo tęsknił za Wami, za każdym z Was...  (...) Do diabła! Nienawidzę pożegnań! 
(...) Raz tylko podniósł rękę w ostatnim geście pożegnania, Lecz nie obejrzał się za siebie.
Nigdy tego nie robił"


Próbowałam coś napisać, jednak za każdym razem wychodziło coś niewiadomo co. Ale przemogłam się dzisiaj, no bo - zakończenie szkoły.
Chyba nikt z nas nie chciał żeby ten dzień przyszedł. Owszem - mamy już podstawowe wykształcenie, owszem - są wakacje, owszem - koniec podstawówki. Jednak... Eh... Ja się ciągle zastanawiam, kiedy minęło te 6 lat... Jeszcze pamiętam, że niedawno szłam do pierwszej klasy. Odprowadziliśmy z rodzicami Felixa do przedszkola. Pani dyrektor, czyli vis a vis, nasza wychowawczyni (obok pani Agnieszki), kiedy mnie zobaczyła, powiedziała: "A Ty to do szkoły idź!". Potem przez jakiś czas mieliśmy manie przychodzenia do naszych pań po szkole, ale tylko czasami i pokazywaliśmy zeszyty. W jednym miałam taki szlaczek - biedronki. Pani kartkuje zeszyt, kartkuje i ...
- No, od razu widać, że z Biedronek wyszła!
Moja grupa właśnie była "Biedronkami". ^-^
A w szkole... Najbardziej pamiętam takie jedno zdarzenie z pierwszej klasy, kiedy chodziłam na SKS. Duże dziewczyny z 4 klasy (tak dla mnie one wtedy były jak dorosłe, chyba), jakiś pan od W-F i nagle znajoma twarz. Odwracam się do taty i mówię: "Tato, a to jest Lidka z mojej klasy". Uśmiechnęłam się do niej i pomachałam. Ona mi też pomachała. Utkwiło mi w pamięci to, że miała różowy bidon z elfami. 
Potem, gdy pokłóciłam się z Sarą w pierwszej, czy tam drugiej klasie - Lidka podchodziła do mnie i pytała, czemu się nie zadaję z Sarą. Odpowiadał jej, ale teraz już to nie ważne. Już daaaawno się z Sarą pogodziłyśmy. :-)
No i potem sobie spokojnie żyjemy, aż przychodzi taki magiczny dzień, 28.VI.2013 roku (zaczyna mi się z powrotem zbierać na płacz - jeżeli tekst się rozmaże, to wiedzcie, że płaczę). Z wielką niechęcią ubieramy się w galowy strój i idziemy kupować kwiatki. Dla naszej pani kupiłam gałązkę (małą) hortensji, czy jak to tam. Po wejściu akurat się na nią natknęliśmy i chwilę porozmawialiśmy, a ja zaczęłam ryczeć.
- Nika, szanuj makijaż swojej jeszcze wychowawczyni!
Potem przyszła Lideczka. Widziała, jak płaczę, i zaczęła się ni to uśmiechać, ni to mieszać, że nie wie, co ma zrobić ze mną płaczącą. No, ale poszłyśmy do sali i zostawiłyśmy rzeczy, torby, kwiatki, etc. Cała nasza klasa poszła na apel. Dostaliśmy nagrody (zamieniłam się na książki z Agą, bo dostałam taką samą, jaką wczoraj dostał Felix, więc uznałam, że bez sensu jest mieć w domu dwie takie same książki) a potem było przedstawienie przygotowane przez kółko teatralne. Trochę sztywne było. Na przykład - po jaką najjaśniejszą Andromedę Zuzia recytowała "Rzepkę"?!
Sonia, jako przewodnicząca Samorządu Uczniowskiego, poprosiła o rozejście się do klas. Miała czerwone oczy od płaczu. Mimo, że jej nie lubię, zrobiło mi się jej żal.
Pani w sali rozdała nam świadectwa. Też miała czerwone oczy. Powiedziała mi, że mam talent (a może wczoraj mi to mówiła...), żebym nigdy się nie podawała i że zawsze jest chętna do pomocy, gdyby był jakiś problem.  Musiałam 4 razy podpisać kartki, że odebrałam świadectwo. Potem dawaliśmy pani prezenty - kubek z naszym zdjęciem, kwiatki, biżuterię. Potem przytulaski, całowanki w policzki i... "To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść..."
Najbardziej płakały Laura, Basia i Ola. Potem ja. Najmniej Aga i Lidka. Do tej pory, kiedy sobie przypomnę, to chce mi się płakać. 
Jak wspominałam, przytulaski. Aga, nasza pani, Laura, Aniela, Ola, Jasiek, Michał, Martyna, Zuzia, Zosia i Lidka. Lidce wyszeptałam o ucha, że z nią najtrudniej mi się rozstać. Ryczałam co chwila na nowo. Ale pożegnania to nieodłączna część życia... Kurde, nienawidzę pożegnań!




"Dziś już ostatni dzień w naszej szkole,
szybko minęło tych kilka lat.
Każdy z nas pewnie łezkę uroni
zanim wyruszy w dalekie strony.
 

Do widzenia, przyjaciele
wspólnych spraw mieliśmy wiele.
Dziś ta nitka się urywa,

coś się kończy, coś się zaczyna.

 Gdzieś tam na ławce zostało serce,
które wyryłeś Aśce, czy Elce.
Jakiś inicjał, pierwszej miłości
pozostawiłeś dla potomności."



 Źródło: http://besty.pl/2440594


P.S. Mam 35 punktów z testu i będę chodzić do klasy 1 "D".   Wiecie, z cym mi się skojarzyło? Z 1D. ^-^

sobota, 1 czerwca 2013

"Kto odrzuca wolność w imię bezpieczeństwa, nie będzie miał ani jednego, ani drugiego", czyli... KRUPNIK?!

Wróciłam! Cieszycie się? No wiem, że tak!
Ja... Ja nawet też, choć tegoroczna zielona szkoła była... epicko epicka! No to...!

27 maja
Yeah, dzisiaj wycieczka! Rano trzebaa wstaać, umyć się, wsunąć dwie kanapki na śniadanie, dopakować ostatnie rzeczy (moja kochana poduszka i miś musiały zostać :-( ) i można wychodzić! Uparłam się, żeby KONIECZNIE tata i mama zaprowadzili mnie na odjazd. Koniecznie! Tacie udało się dodzwonić do pracy, że będzie troszkę później. Pojechał kupić mi Lokomotiv, oczywiście w najbliżej położonych aptekach akurat musiało zabraknąć. No nic, tata jest cudotwórcą (prawie) i jakoś udało mu się znaleźć. Przychodzę z mamą pod szkołę, tam już pełno dzieciaków, a z naszej klasy... Tylko 5,6. Prawie do końca zbiórki stałam koło rodziców moich, Sary i Maxa, razem z Sarą. No co, uwielbiam słuchać, jak dorośli rozmawiają i się wygłupiają! Potem dołączyła się Lidka i Aga. Lidka miała genialne moro (ja też chcę *-*) i Aga z kolorowymi pazurkami. Ta ostatnia zobaczyła Małego i... O kurcze, małe dziecko. Ymmm, mnie tu nie ma... Zaraz... Jakie fajne rączki! Takie malutki i pulchniutkie! No i Agnes zajęła się rączkami Małego. ^-^  Potem trzeba wsiadać do autokaru i jedziemy! Pierwsze dwa postoje to wizyty na stacjach benzynowych i w toaletach. Na jednej staliśmy ok 10 minut, na drugiej 30. Pierwsza myśl - WHAT THE ...? 30 MINUT?! Na dodatek nasi chłopcy zaczęli kupować różne dziwne rzeczy... Nie chcecie wiedzieć. xD Ja słyszałam o tym tylko w plotkach, ile w tym prawdy - nie mam pojęcia.
Pierwsze poważne zwiedznie - Park Leśnych Niespodzianek. Czyli - orły, sowy, kozy, dziki, lamy - prawie na wolności. Zimno jak nie wiem. Na bramie tej miejscówki była metalowa, płaska głowa orła. Sara od razu dostała spazmów.
- Orzeł, orzeł, orzeł! Tu są orły! Kocham orły!
Moja reakcja: - Super, Sara, a teraz... Ogar.
Po pokazach lotów sów - zabawa! Tam było coś ja wesołe miasteczko wersja mini. Najlepsza była krzywa karuzela, na której Lidka wypaćkała mi spodnie, a zanim ruszyliśmy, myślałam, że się porzygam. o.O
A potem hotel. No cóż, nie był to na pewno hotel, w jakim byliśmy w IV klasie... Ale... ujdzie... Ja byłam tylko z Sarą w pokoju, miałyśmy trójkę. Wybebeszyłyśmy plecaki i walizkę, pochowałyśmy rzeczy, kolacja (kapuśniak - za dużo pietruchy) i można oglądać "Ukrytą Prawdę". Rysowałyśmy sobie po rękach... Ja narysowałam sobie klucz wiolinowy, przy czym okazało się, ze jest jakieś "lustrzane odbicie"... Prawie. Sarze nagryzmoliłam łuk, serce, liść i nutkę, a Lidce - Serce z napisem "G.L. + Lidka".
Następnie zajęcia sportowe - pograliśmy 10 minut, po czym zaczął padać deszcz i wróciliśmy do pokoi.
Mnie i Sarę coś trafiło i zaczęłyśmy sobie robić różne głupie zdjęcia - np. ja wybałuszyłam oczy i przysunęłam się do obiektywu aparatu, najbliżej, jak się dało, a Sara zrobiła zdjęcie. Ciągle się z niego chichra, a ja mam nadzieję, że to zdjęcie nigdy nie ujrzy światła dziennego, leżąc sobie gdzieś na dysku, przywalone stertą muzyki i obrazków.
Czy zdarzyło Wam się kiedykolwiek, że próbujecie usnąć w ciemnym pokoju, w absolutnej ciszy, kiedy nagle przypomina Wam się jakiś horror, czy coś w tym stylu? No właśnie - brr. Grzecznie zasypiam, aż nagle mojej współlokatorce wydaje się, że słyszy jakieś głosy na korytarzu. Mnie oblał zimny pot. Przypomniała mi się "Trzecia Kuzynka". Krzyki z środka domu, poruszające się ściany, wyrastające półki ze ścian, malujące się obrazy... Łaaaa, ja chcę spaaać, ratunku!


28 maja
Rano się budzę, patrzę na łóżko, gdzie powinna leżeć Sara, a tam... Moja kuzynka. o.O No co?! Mają taki sam kolor włosów, jak Sara zdejmie okulary, to ma troszkę inną twarz, wiec wydało mi się, że Sara jest Zosią.
No dobra, nie ważne...
Przed śniadaniem Martyna powiedziała, że w nocy przyszła do niej jakaś dziewczynka z V klasy, która była z nami na wycieczce, i położyła się u niej w łóżku. ;_;
Gdy siedziałam w pokoju Lidki, Agi, Oli i Basi, przyszły Laura, Aniela i  Zuza i wypytywały nas, czy kiedykolwiek powiedziały nam, że one są lepsze. Zgodnie stwierdziłyśmy, że raczej nie, choc ja dorzuciłam, że czasami się tak czułam. No to przeprosiły że takie coś przez nie odczuwałam i wypytywały się reszty obecnej w pokoju. Sąsiedzi Lidki i Agi zapukali, po czym wparowali do pokoju dziewczyn. Jakimś cudem udało się ich wyrzucić z "babskiego" pokoju i wrzucić ich do "męskiego" pokoju. Na odchodnym Tomek (FoFo) zawołał do Agi "Agatko!", a Aga stwierdziła, że już ją to wkurza, że tak ją nazywa. Na to Laura podniosła pięść do góry i przez zamykające się drzwi krzyknęła:
- Ja ci zaraz dam Agatkę w twarz!
No a potem już na spokojnie pojechaliśmy do Wisły, widzieliśmy Adama Małysza z czekolady, pojechaliśmy do Koniakowa do muzeum koronek, no i do chaty Kawuloka, w której facet wszystko nam tłumaczył w taki mniej więcej sposób:
- ... Dzieci spały na eko materacach z Ikei, wypełnionych słomą. W szkole pisało się na tabletach firmy Samsung, a jak nam się dysk zawieszał, to ojciec brał pamięć przenośną, ładował do niej wiedzę i resetował go. xD
Potem grał na masie instrumentów, nawet zagrał melodię na takim, z którego wydobywają się tylko dwa dźwięki.
Wieczorem mieliśmy ognisko i dyskotekę. Zazwyczaj wstydzę sie tańczyć na dyskotekach, jednak tym razem... No, po prostu... Było epicko. *-* Przed wejściem na sale dyskotekową śpiewaliśmy "One Way or Another", a taki DJ, jak można facia określić, puścił to na full i zaczęłiśmy skakać. Potem jeszcze znalazł Gangnam Style, Gentleman, Ona tu jest i tańczy dla mnie, Balada Boa (załatwiłam dla Lidki), Endless summer, Cztery osiemnastki tylko w moim samochodzie, Parabole (co jest przeróbką starej oazowej piosenki -.-), To już jest koniec, no i jeszcze Rihannę. A na koniec, puścił coś wolnego i "Pora na dobranoc, bo już Księżyc świeci. Dzieci lubią misie, misie lubią dzieci". Przy tym wolnym tańczyłam najpierw trochę z Sarą, potem zgarnęła Lidkę, która tańczyła sama, i stwierdziła,że żaden chłopak jej nie zaprosił. No mnie też. Na dodatek zauważyłam, że ten chłopak, na którego zaproszenie w głębi serca czekałam, tańczy już z inną dziewczyną. Poczyłam takie dziwne kłucie w klatce piersiowej i odwróciłam wzrok. Potem jeszcze w pokoju nie dawało mi to spokoju, lecz krótkiej rozmowie ze współlokatorką troszkę mi się polepszyło.
Potem przyszły jeszcze Aniela i Laura, bo w ich łazience zabrakło wody i spytały sie, czy mogą się u nas umyć. No pewnie, czemu nie? Dały nam nawet z wdzięczności szampon, odzywkę i czekoladę.
W nocy wydawało mi się, że pani podzieliła nas na grupy i w śpiworach musieliśmy siedzieć w swoich pokojach. U  mnie w grupie był Seweryn (ten od Zwiadowców) i chyba Laura. Byłam święcie przekonana, że oni są teraz u mnie w pokoju, a ja nie mogę zasnąć, bo to nie kulturalnie jest spać, kiedy goście są u Ciebie. Potem Laura położyła się w łóżku Sary i raz widziałam tam Sarę, a raz Laurę. CO SIĘ DZIEJE Z MOJĄ GŁOWĄ?!

29 maja
Ostatni dzień naszej wspólnej wycieczki. :-( Jedziemy do Żywca! Muzeum Browaru (film stary, no ale jest) to było chyba najlepsze miejsce, jakie zwiedziliśmy. Z wierzchu, recepcji i pierwszych dwóch sal, wygląda niepozornie. Ale potem... *-* Wchodzi się do wehikułu czasowego, w którym drży podłoga, po suficie latają niebieskie obręcze, a na ekranie uciekają lata. Następnie XIX wieczne miasteczko, z wybrukowanymi ulicami, jedną latarnią, domkami i karczmą. Potem kawiarnia z XX wieku: kryształowe żyrandole, eleganckie stoliki i kręgle. No i labirynt, w którym można wyrżnąć czołem w lustro, oraz kamienica z 1 września '39. A potem już tylko do domu, granie w "Prawdę i Wyzwania" (Jasiek musiał mnie pocałować w policzek, Seweryn Martynę w usta [nasza żyrafa stchórzyła i założyła maskę Anonymous'a] a Mateusz miał przytulić Sarę) i wydzieranie się na Maxa, który przez całą drogę z Istebnej aż do przyjazdu pod szkołę puszczał w kółko ruskie techno. -.-

Skończyłam. Łaaa "Klucz wiolinowy" ciągle się trzyma, nie licząc drobnych poprawień długopisem. ^-^ A dzisiaj Dzień Dziecka! Od rodziców ołówki (prezent na Dzień Dziecka i na moje urodziny, które już za 5 dni!), od jednej babci ubrania, a od drugiej... Sama mam sobie wybrać prezent. ^-^ No i już wybrałam. Teraz tylko muszę chodzić za tatą i  powtarzać:
- Zamów mi "Zwiadowców"! Proszę...

sobota, 25 maja 2013

Ogółem... Moja klasa jest nienormalna. :]

Taa, wiem, prawie miesiąc zaniedbania. Brak chęci, brak czasu, brak motywacji. Zeerooo. Na dodatek Lidka pożyczyła mi Simsy i teraz jedyne, co robię, to gram, zamiast porobić coś innego: poczytać, popisać (moja książka utknęła na koniec wakacji w martwym punkcie), porysować... No właśnie.... Jakby mi było mało kłopotów z wygrzebaniem się tutaj, to jeszcze robię coś innego.... Chcecie wiedzieć? Prosz.....

A tak na serio, to wczoraj mieliśmy ostatnią naszą lekcję z naszym panem od religii. :-(
Na początku, jak nasza "normalna" katechetka zachorowała, to uczyła nas siostra, ale potem "nie miała już czasu". Przyszedł pan, spoko, będzie luz. ZAWSZE mam 6 na koniec, tak będzie i tym razem. A tu nie! Kilka kartkówek, żeby mieć 6, musiałam napisać referat. Ale to nawet dobrze. :) Dowiedziałam się, że w maju NIE MOŻNA BYŁO zawierać ślubów. Teraz to już chyba nie obowiązuje...?
Wracając do pana od religii: w środę Martyna nas uprzedziła, żebyśmy przygotowali sobie w domu odpowiedzi na pytania "Za co Panu dziękujemy i przez co Pana zapamiętamy". No dooobra... Jednak przypomniałam sobie o tym około 23,00 bo przygotowywałam się do czwartkowego przedstawienia (Cycel wymiata!). Trudno, przygotuję się rano... Lekcje od 10, mam czas... Jednak spało mi się taaak dobrze, że nie chciało mi się wstawać, jak zwykle z resztą. W szkole Martyna zaczęła nasze wypowiedzi nagrywać. Ożesz, nie wiem, co mam powiedzieć..... Martynko, nagrasz mnie na następnej przerwie, dobrze...?
Potem przedstawienie... Dramat o przepięknym i kreatywnym tytule, wymyślonym pod presją... "Historia Ann". Dziewczyna ma narzeczonego, poznaje chłopaka, zakochuje się, on jest kryminalistą, idzie do paki, ona wychodzi za mąż i potem już stek bzdur, które przyprawiają mnie o mdłości, gdy o tym myślę.
No dobra, teraz my... Adama nie ma = nie ma Louisa. Zgarnęłyśmy z Sarą Maxa, który musiał czytać tekst z kartki.
- Opowiemy wam historię Ann...
No świetnie, zaczyna się. "Oddychaj, oddychaj, to podstawa..."
- Ann, chciałbym, żebyś wiedziała, że kupiłem nam dom w Nowym Jorku.
- Louis, ja nie chcę stąd wyjeżdżać. Tu jest mi dobrze... Teraz ty...
- Kto, ja...? Aha. Koniec dyskusji....

Potem półgodzinna zmiana dekoracji, na poczekaniu pomiędzy scenami krótka, własnoręczna charakteryzacja, w ogóle wyszło coś nie wiadomo co. Zamiast dramatu wyszła komedia. :-|

Make - up, mimo obaw i po przeparadowaniu z jedynym fioletowym okiem przez całą szkołę, udało sie szybko zmyć. Potem przyszedł czas na filmik.
 - Martyna, ja nie wiem, co mam mówić. Zuzka, ty w tym jesteś dobra, powiedz mi, jak ja mam to powiedzieć. Nie dam rady, nie dam rady, nie dam rady...
- No to tak: Zaczniemy od Zosi - Zuzia przyciągnęła ją do siebie i zaczęła gadać.
- Widzi pan, mamy tutaj taką nieśmiałą Zosię, która nie wie, co ma powiedzieć, więc ona będzie ruszać ustami, a ja będe mówić. Proszę pana, bardzo pana lubię i ...
- Zuzia, weź bądź cicho... - Zosia ją odepchnęła, a Martyna skończyła nagrywać.
- No, Nika teraz ty! Jak pokażę ci o tak, to zaczniesz mówić.
Staję przed kamerą i... pustka.
- Dziękuję /my panu za to, że potrafił pan prowadzić ciekawe lekcje, i że opowiadał nam pan różne historie...
Dobra, skompromitowałam się. Nie chcę tego więcej widzieć na oczy...
 Następnego dnia, czyli w piątek, połowa klasy zrobiła sobie wolne (może na się upiecze katrkówka z historii). Filmik poszedł. Najpierw dziewczyny w naszym korytarzu toalety nagrały wstęp ( - No, fajne miejsce do nagrywania - podsumowanie pana). Potem my. Ja nie wyszłam tak źle, choć nie cierpię swojego głosu na nagraniach i ostetacyjnie oparłam łockie o blat i schowałam głowę w dłonie. Panu się podobało i powiedział, że bardzo nas lubi, choć przez cały czas zaprzeczał i twierdził, że wcale, a wcale nas nie lubi. Potem daliśmy panu jeszcze jakieś słodycze, kartkę z podpisami, a ja wyciągnęłam moją lepszą wersję Kota z Cheshire, rysowaną na angielskim, a ona schowała się u pana w teczce. No i koniec... Wszyscy będziemy tęsknić... ;_;
P.S. Ostatnio, na czytaniu ze zrozumieniem, próbowaliśmy coś zrobić, żeby lepiej się nam pisało.
- Proszę pana, a pan od historii zawsze nam puszcza jakąś muzykę, jak piszemy. Albo jakiś soundtrack z filmu, albo ptasi śpiew...
-Muzykę? Ok.
Pan wziął laptopa, głośność na full i puścił Metalicę. o.O

Historia. ^-^ Mój ulubiony przedmiot. Trochę się przygnębiłam pisząc tamto, więc teraz troszkę rozrywki. Jak powszechnie wiadomo, nasz pan od historii ma czasami dziwne pomysły... Tym razem, na kartkówce kazał Damianowi przesiąść się bliżej niego, a potem gładził go po głowie i mówił "Doble dziećko, doble". Potem Damian poprosił o jakąś zabawkę, pan wcisnął mu lalkę. Damian zaczął się nią bawić, a potem Patryk mu ją zabrał. Bobo się rzucił do przodu, żeby oswobodzić zabawkę. Pan sam ją odebrał, przy okazji troszkę się z nimi wygłupiając i przepychając, zabrał tę lalkę, a potem uciszył Damiana, a lala w tym czasie zaczęła płakać. Yhym. Takie typowe dla lalek "Beeeeeeeeeeeeeeee Łeeeeeeeeee".
Na przyrodzie nie lepiej. Było zastępstwo, bo pani była z Felixem (mój brat) na zielonej szkole. Nauczycielka zastępcza wszyła z sali, i imprezka... Harlem Shake na całego, aż ławka się prawie rozpadła. Rzucali się na siebie, popisówa...
Kocham moją nienormalną klasę. Trochę szkoda, że trzeba się będzie rozstać... Jednak już przywykłam do tej myśli i jakoś żyje się dalej. A już w poniedziałek zielona szkoła i później... Wakacje!


Jeszcze tylko poprawić błedy i...



I gotowe.
    ENJOY. ☺

środa, 1 maja 2013

My own (dosłownie) letter bag! *-*

Co to jest letter bag - chyba każdy wie. :-D Po ludzku mówiąc, to taka lniana torba, "ekologiczna".  Tata ma taką czarną, z której korzysta. Dla mnie zawsze były bleee. Takie... No, nieładne.
Ale na konkursie, w ramach nagrody, dostałam taką. Leżała sobie grzecznie, aż pewnego dnia wyciągnęłam ją z szafy przy porządkach z okrzykiem "Mam lnianą torbę!". Nie wiem, czemu tak nagle je polubiłam. Naoglądałam się chyba zdjęć w Internecie. :-)
Na przedniej stronie widniał (i widnieje) smutny napis "Europejska inicjatywa obywatelska". Czy z czymś takim można się publicznie pokazać?! Nie za bardzo.
W takim razie... MAKEOVER, czy jakoś tak...
Po powrocie do domu znalazłam interesujący mnie napis/obrazek i machnęłam szkic ołówkiem na drugiej, pustej stronie. Poprawiłam czarnym mazakiem, który niedawno przestał mnie słuchać i.... ona jest śliczna. *-* Już czuję, że to moja jedna z ulubionych toreb. Na dodatek baaaardzo pojemna - przekonałam sie na dzisiejszej wycieczce do mojej "rodzinnej" wsi i Łowicza. 
A oto poprawka:    
https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc6/168212_124033471127417_198371901_n.jpg
Niestety, zdjęcie musiałam wstawić gdzie indziej, bo tu coś się rypło... Może to przez tą godzinę? Idę nacieszyć się nową torbą i spaaaaćććć......



P.S. Wujek Przemek pozwolił mi dzisiaj na polu prowadzić traktor, strzelać z procy i głaskać  trzy-tygodniowe kurczaki. ^-^

piątek, 26 kwietnia 2013

Taak! Świętujmy 2 dni wolnego!

Zaczynam tak ni z gruszki, ni z pietruszki, ale nie mam pomysłu na porządny, zachęcający wstęp...
Zamiast lekcji w szkole poszliśmy do parku, na jakąś "grę". Tą grą" okazał się konkurs organizowany przez Starż Miejską, a polegał ona na... zbieraniu śmieci. Która klasa najwięcej zbierze worków i znajdzie najwięcej kolorowych karteczek, wygrywa. Zajęliśmy ex aequo 2 miejsce z inną klasą.
Ale nie ważne, zaczynam sobie wyrabiać kondycję na Pielgrzymkę. ^-^ Przez caaaluśki park, w ponad 2 godziny, z małą przerwą na "złapanie oddechu". Zrobiłam błąd, że przy ponad 20 stopniach ciepła założyłam Martensy. Nogi mi odpadały. o.O No i jeszcze ta wojskowa kurtka. Eh... A narzekałyśmy z Lidką, że Laura i Aniela przesadziły ze strojem. -.-
Pamiętacie A.? Dzisiaj mi powiedziała, że mnie lubi. Tak szczerze... To też ją lubię. ^-^  Znowu.
Po powrocie do domu Felix wyszedł na rower i zadzwoniła Sara, żebym wyszła z nią na rolki. A przecież już długo jej tłumaczę, że hamulec mi się starł i nie mogę jeździć. Podniosłam głos na nią, ale zaraz napisałam SMS'a, że przepraszam za to, ale... Przeczytajcie wyżej, tekst na niebiesko.
Odpisała, że nic do mnie nie ma, że nawet śmiesznie brzmię przez telefon, jak się drę. >.<
Za to Felixowi udało się wyciągnąć mnie na rower. Jeździłam w te i we wte, aż nagle zobaczyłam chłopaka, którego skądś kojarzę, przypomina trochę Bączka (jednego ministranta, z którym kiedyś okładaliśmy się śniegiem), ale to nie on. Jadę sobie spokojnie, jadę, jadę...
- Siema.
"O kurde, zauważył mnie." Całe szczęście, że jechałam na rowerze, to, że nie odpowiedziałam, nogę zrzucić na to, że nie słyszałam, przez ten świst wiatru, czy coś... Naprawdę, nie wiem, co to za jeden! 8-8
No, ale nic...
Zebrałam się, spakowałam na angielski i poszłam... Zostało 5 minut, wszyscy są. Czarek na kolanie pisze pracę domową, Przemek też. "Ożesz, nie napisałam tego e-maila... No nic, powiem, że wiem, na jaki temat..." No, ale to prawda.
- Na piątek przynoszą ci, którzy nie mają na dzisiaj.
Czyli też ja.  No nic, będzie co ma być...
- Proszę pani, czy pani sprawdziła testy? - Konrad nie mógł sie powstrzymywać od zadawania takiego pytania... em...no, dwa razy zapytał...
- Nie, Konrad, wczoraj pracowałam do 09,00, nie miałam jak ich sprawdzić!
A za jakieś 5 minut...
- No dobrze, a teraz wasze testy!
- No, ale jak to?! Pani ponoć nie miała czasu ich sprawdzić!
- Ale pomiedzy zajęciami miałam 3 godziny przerwy i sprawdziłam. - Pani Ola usiadła na biurku, i testami zakryła sobie twarz i zaczęła się śmiać.
- Wszyscy zaliczyliście! Najgorszy wynik - ok. 80 %. A najlepszy ma Nika. - Nasza nauczycielka (sorry, zabrakło mi innego słowa...) kładzie przede mną kartkę. "78/80 pkt., 98 %" Ja mam wielkie oczy, dodatkowo Pani zaczyna przemowę...
- Zobaczcie, przeszła z niższego poziomu, a teraz ma najlepszy wynik! I ta praca pisemna (napisz list do kolegi z UK, w którym opiszesz Wasze plany na ferie zimowe.)! Wszyscy coś wymyślali, a tu - proszę!
Pani pokazała mój e-mail na kartce, a potem nabrała powietrza, żeby zacząć czytać.
"O Boże, nie tylko nie to... ZA CO?!" Otóż, nie chciałam, żeby pani czytała, bo na końcu posadziłam takiego pięknego kwiatka... Otóż:

"Dear Lucy!
On winter holidays to Zakopane we're going to go by the train, because it will be cheaper than going by bus. We're going to stay in three-star hotel, near the Gubałówka. We could either go skiing, snowboarding or go sightseeing.
We're going to meet Kamil Stoch, Adam Małysz and Piotr Żyła, so can you remind me to ask for autograph? 
Love, Nika."

Tak na serio, to nie wiem, o co chodzi z Piotrem Żyłą, wiem z Bestów, że to jakiś "śmieszny skoczek, kolejny mistrz sucharów, nowy komentator sportowy"...
Ale największe wrażenie (chyba na wszystkich) wywarło to, że Konrad miał... 91%! To po prostu jest Cud z dużej litery. :-D 
Ahhhh.... Kończę już, bo skończyły mi się pomysły.


P.S. A na koniec prawie każdy robił sobie sweet focie ze swoim testem, Marta pokazywała mi historie jej życia napisane na takich mini - mini karteczkach (nawet Aga nie dałaby sobie rady z napisaniem czegoś takiego) przez jej koleżankę, a potem toczyliśmy walkę słowną w Scrabblach. ^-^ Na samym początku, jak zaczynaliśmy w to grać na lekcjach, to grupa chłopaków prawie że wygrała wyrazem "aqua". Przy czym "aqua" to "woda" z łaciny i pani im tego nie uznała.
P.S.2. Dostałam się do mojej gimbazy. ^-^ To tak pieszczotliwie...
P.S.3. Wiem, że to dziwne, ale... Nienawidzę lady pauline. -.-
P.S.4. Chciałam urozmaicić post, ale blogger odmówił posłuszeństwa. 8-8

piątek, 19 kwietnia 2013

Ja mam się niby tego wszystkiego nauczyć?!

18 kwietnia, czwartek

Mam wziąć udział w konkursie wiedzy o Unii Europejskiej. Konkurs jest 7 maja... Dostałam prezentację od pana, przy czym jedna ma ponad 100 slajdów... Nie było sensu tego przepisywać (tak robiłam z dwiema poprzednimi), więc wydrukowałam... 7 kartek. 8-8 Dodatkowo, jakie słowa... Płaszczyzna wymiany poglądów, dyskusji oraz osiągania porozumienia pomiędzy państwami członkowskimi Unii na najwyższym szczeblu" "Koordynacja ogólnej polityki gospodarczej członków Wspólnoty" Ja pierpraszam, ja ma się tego wszystkiego nauczyć w dwa tygodnie?!

 Niezły, niezły żart. Naprawdę. Dodatkowo w poniedziałek klasówka z gramatyki (Oh no, whyyyy?!). -.-
Formalność... Mam nadzieję... Powtórzyć zdania współrzędnie złożone, rodzaje podmiotów i części zdania (ostatnio pomyliłam z częściami mowy). A potem luzik, aż do kolejnego testu... 
Dostałam dzisiaj książkę. ^-^ "Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie". Jeszcze na początku roku mogłabym  z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to najlepsza, najzabawniejsza i moja najbardziej ukochana seria. Teraz.... Hm... Można powiedzieć, że jest ex aequo razem ze "Zwiadowcami", choć "Zwiadowcy" wybijają się troszkę... Jednak dobrze jest wrócić do ulubionej książki, odświeżyć starą przyjaźń, znów podjąć historię, którą zarzuciłam, jak poznałam Willa, Halta i spółkę... Mianowicie, wyobrażam sobie, że ja... etc. etc. Nie chce mi się pisać, poza tym... to takie "intymne".... ;-) Jak ich znów zobaczyłam, to jakby właśnie... spotkałam kogoś, z kim spędziłam wspaniałe chwile, z kimś, kto zna moje sekrety, z kimś, z kim mogę się powygłupiać i pogadać na "obecne" tematy, czyli np. gry komputerowe, muzyka, seriale, przy kim mogę używać skrótów "elo, siema, luzik, ogarnij się, ja pierpraszam, jeżu słodki"... Jednak teraz to się trochę przyćmiło. Ale nie zmienia to faktu, że bardzo lubię te serię.
Kolejny mój wywód. Pierwszy zaraz zobaczycie. Jest to 1/3 wiadomości, jaką wysłałam do Lidki w nagłym przypływie słabości i rozczulenia. Jestem ciekawa jej reakcji. ^-^
"A mi się Halt spodobał jak w pierwszej książce sam musiał walczyć z kalkarami. Will, Rodney i Arald przyjeżdżają, Halta nie ma, ognisko, które rozpalił, płonie w najlepsze, a jego łuk obok połamany... Na dodatek nie wiadomo, gdzie jest druga kalkara (Kalkary miały ponad 2,5 m wysokości.Bały się ognia ponieważ ich ciało było porośnięte matowym, gęstym i bardzo twardym futrem, które było pokryte woskowatą substancją, czyniącą je podatnymi na ogień. Ręce, przypominające małpie, zakończone pazurami, sięgały poniżej kolan. Prócz tego miały krótkie, dobrze umięśnione nogi, dzięki którym poruszały się niezwykle szybko. Kalkary posiadały moc paraliżującego spojrzenia. Nawet dorosły mężczyzna w pełni sił wystawiony na dłuższy czas mocy spojrzenia potwora, mógł umrzeć na skutek zawału serca. Więcej tu http://pl.zwiadowcy.wikia.com/wiki/Kalkary), pewnie polazła za Haltem żeby go zabić, bo tak jej kazał Morgarath (jako zemstę za to, że wcześniej Halt pokonał Morgaratha) i no właśnie było słychać te ich okrzyki łowieckie i nie wiadomo było gdzie jest Halt i ja myślałam, że on zginie i prawie się poryczałam potem on był taki słodki ranny i tak się kulił w kącie przed tą bestią potem prawie ż ona go sparaliżowała spojrzeniem... "


Dowód? Proszę bardzo: 




Wymyśliłam też smutną historię... Śmierć, miłość i takie tam... przez to cały dzień chodzę taka lekko przygnębiona... Płakać mi się od czasu do czasu chce. Szczególnie przy piosenkach "Czekasz na te jedną chwilę" z "Uprowadzenia Agaty" i "Prócz Ciebie nic" Krzysztofa Kiljańskiego i Kai. 

"Żyj z całych sił
Życie tli się płomieniem co
Wątły i łatwo zagasić go.

Więc proszę Cię blisko bądź
Kochaj mnie,trwaj przy mnie bo
Wokół wzburzone morze
Tylko Twoja dłoń... Stały ląd
."

 I jeszcze "Niech mówią, że to nie jest miłość"... Piosenka mojego dzieciństwa (uwielbiałam początek *Czum czum czum czum czum Czum Czum czum czum czum czum czum Czumczumczum" *-*)...



Zawinęłam z wachamksiazki.pl


19 kwietnia, piątek

Łiiii.... Dzisiaj przyszedł prezent urodzinowy dla mojego brata. ^-^ Takie dwa duże, proste namioty plus tunel do tego. Mimo, że jestem już duża, to muszę stwierdzić, że to jest świetne! Cały dzień stoi to rozłożone i się w tym bawimy. 
Teraz wrócił tata z pracy i... Mam "Oblężenie Macindaw" ^-^. Jednak następnej części radzę mi nie kupować, bo może z niej prawie nic nie zostać... Czemu? Ta wredna małpa pauline i Halt się mają pobrać. :'-( Jak ja jej nie lubięęęę...
Muszę teraz wymęczyć Lidkę lub Agę o lekcje, Sarę o zeszyt i jeszcze nauczyć się do polskiego i konkursu... No i jeszcze poczytać "Felixa, Neta i Nikę", "Zwiadowców" i "Victora Juniora". ^-^ 
Kończę już, bo właściwie miały to być przeprosiny dla Lidki za mój wywód... A rozrosło się do takiego czegoś. 

                                                           Książki mnie potrzebują!

No i Halt...

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Ja... ja nie sądziłam.... że tak potrafię.... o.O...

Wczoraj był genialny odcinek "Rancza" (w sumie, nie tak genialny, jak jeden z poprzednich, przy którym prawie że umarłam [i to dosłownie] ze śmiechu). Monika rozbija wazony w domu Lucy, a potem twierdzi, że one same się na nią rzuciły, potem po nocy "krzyka jak popękana". Oczywiście, powinno być "krzyczy jak opętana", ale słownika Lucy nikt nie ogarnie. Na przykład: "Piesa krew!", zamiast "Psia krew!", lub "Czemu tak krzykasz?", zamiast "Czemu tak krzyczysz?". To ostatnie bardzo przypadło do gustu Lidce. Podczas jednej naszej rozmowy na Skypie coś pisze, pisze, aż nagle "IGOR, NIE KRZYKAJ TAK!!". Ja wiem, że to było specjalnie, ja wiem. Igor to jej brat.
Tamten genialny odcinek.... Naćpało się trzech, czy czterech facetów, po czym wypuścili byki, ganiali się z nimi po wsi i do wszystkich się tulili. Jak Solejuk zaczął się przytulać do Hadzikua, kumpla z ławeczki, na której sobie popijają, to on tak: "Ja cię stary kurna lubię, jednak weź się ode mnie odczep!". xD No kocham to. *-*
Kiedy sobie usiądziemy tak i oglądamy całą naszą piątką jakiś film lub serial, to wtedy mam jakąś ogromną chęć na rysowanie. Wczoraj też coś mnie napadło, wzięłam obrazek, który chciałam rysować, ołówki, gumki, linijki, temperówkę, papier ścierny do ołówków, no i kartki, "ocywiście, ocywiście" (cytując Lidunię). Chciałam narysować Halta. Jednak usiadłam tak niefortunnie, pomiędzy ścianą, a mamą karmiącą Małego; ołówki gdzieś prysły, więc wolałam delektować się każdą minutą serialu, bo następny odcinek dopiero za tydzień. :-(
Ale, kiedy "Ranczo" już się skończyło, usiadłam położyłam się na łóżku, zgarnęłam odnalezione ołówki i ot, tak sobie... Sama.... Sama nie sądziłam.... że tak potrafięę.... o.O  o.O  o.O




Materiały: ołówki: hb, 4b, 6b, mechaniczny hb 0,5 mm, linijka, gumka

 Tutaj, co prawda, nie wygląda tak dobrze, jak w rzeczywistości. Jak dokończę (jeszcze muszę dorysować kołczan i ubranie pod peleryną), to pociągnę za kilka sznurków i będę mieć skaan. Moja drukarko - skanerka (potocznie zwana urządzeniem wielofunkcyjnym) odmówiła jakiś czas temu posłuszeństwa na zawsze. :-/ 
Mój jeden z najlepszych obrazków. ^-^ Ale jak tak patrzę na mój pierwszy rysunek człowieka, który też tutaj pokazywałam, czyli na ten:




to widzę, jakie błędy zrobiłam i one "aż bolą", jak się na nie patrzy:
  • źle narysowane oczy (rzęsy wyrastają prosto z oczu)
  • usta jeszcze gorsze - jakieś takie nie naturalne - źle zaznaczyłam ich kształt
  • o nosie nie wspominając - tata dobrze określił - jakby był oderwany od ciała
  • brwi - masakra - każdy włosek trzeba rysować oddzielnie! tak samo w sierści i krótkich zarostach - we włosach nie trzeba
  • włosy - źle narysowane - je też trzeba wycieniować - nadać połysk, zakrzywienie
  • skóra - w ogóle nie narysowana
  •  
Jak tak porównuję sobie te dwa obrazki, to widzę, że takie przeglądanie i czytanie różnych tutoriali (Wskazówki dla rysujących portrety i nie tylko, Rysunek by Titolec) pomogło mi bardzo. W końcu wiem, co jak narysować! Jednak, żeby osiągnąć taki poziom, jak te dwie Panie, to jeszcze dużo roboty przede mną. 8-8
Taki w sam raz jest fragment z "Ruin Gorlanu":

"Całkiem nieźle. Zdecydowanie strzelasz coraz lepiej. (...) Jeżeli będziesz ćwiczył - to znaczy ćwiczył bardzo dużo - być może uda Ci się osiągnąć mierny poziom" ~ Halt O'Carrick 

piątek, 12 kwietnia 2013

Poznajecie? Wiedziałam, że (jeszcze) nie.

Mpfffff.... Znów chorraaaa..... I nikt mi nie chce podać lekcji... :'-( 

(PRZECZYTAJCIE DO KOŃCA, ZANIM WEJDZIECIE W LINK)


Przed chwilą skończyliśmy oglądać z Felixem "Hobbita" w Internecie. Myślę, że mu się spodobał. Ja zwracałam swoją uwagę chyba tylko na Kiliego. :-) Łaaaaaaa. Ale się w nim nie zakochałam. Jest.... ładny. 
Jakiś czas temu natknęłam się pewnego bloga. Zobaczyłam temat - od razu do obserwowanych. No bo - czy ja - która zaczyna właśnie się rozwijać w kierunku artystycznym (i nawet nieźle mi idzie to "rozwijanie", tak skromnie mówiąc), może minąć stronę, na której są "Wskazówki dla rysujących portrety i nie tylko"?! No, oczywiście, że nie.
Wczoraj wchodzę. YYYYY! Nowy post! "Jak narysować falowane włosy?". No niby prosto... Tu jaśniejsze, tu ciemniejsze, tu wygięte, tam proste... Ale na kim zaprezentowane! Aż musiałam spróbować i ....
Sama głowa...
Poznajecie...? No cóż... Troszkę jak dziewczyna wygląda.... A to ma być facet. -.-

No teraz to już musicie poznać. Ehhh... Zobaczycie, jak już będzie gotowy...

Mam nadzieję, że jako tako wyjdzie. Ba! Nie jako tako, ale że będzie cudowne. Ale do tego... hm.... muszę poćwiczyć.... 
Ale jak tak patrzę, to myślę sobie "nawet podobny".....
Post bez sensu, bez sensu by było również się tutaj rozpisywać. Nie chce mi się.... nic mi się nie chce. No, z wyjątkiem poczytania "Zwiadowców', "Hobbita", pogadania z Lidką.... Zjedzenia czegoś dobrego, lecz nie za słodkiego lub zbyt niedobrego (czyt. groszek, kukurydza, wszelkie obrzydliwe warzywa)
...

Za dużo kropek na końcu każdego zdania. o.O Jakiś fajny wewnętrzny głosik we mnie tak fajnie urywa te kropki... Twój też? Taki rozmarzony...? Moment, zaraz się ogarnę.                                                                                                                                                                                                                                   Ogarnięta. Już. Spokój. Post bez sensu. To ze zmęczenia. Nie ma to jak spać do 12 w południe. *-* Tak, wiem, zazdrościcie mi. Nie, nie dam Wam zarazków. MOICH zarazków. Nie, no to jest bez sensu. Kończę, żeby czegoś głupiego nie palnąć.

Pierwsza kreatywna. "Płonący Most" w minecrafcie!

A tu z większym rozmachem. Facebook mi pomógł. :-D

"Nawet Facebook ma swoje konto na Facebooku" ~ Lady of RA